sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział Ósmy

Następny dzień przyszedł dla Marcela, dość szybko. Wszytko było wspaniale, robił to co zawsze: pilnował wiedźm, karał tych, którzy mu się sprzeciwiali i pił wódkę. Wszytko po staremu, ale jeden mały szczegół nie pozwalał mu się cieszyć dniem. Faith. Wyjechała nie mówiąc mu gdzie i od wczoraj się nie odzywa. Bał się. Po co miałaby wyjeżdżać? Nic nie wiedział, kompletnie nic. Myślał, że kiedy przysłał jej te kwiaty to mu wybaczy, jednak jak to mówią: "Przebaczenia nie da się kupić". Musiał coś wymyślić, ale wiedział, że jeśli nie powie jej prawdy ona nie odpuści. Przynajmniej z kilka wieków.

*

- Jak to wraca za dwa dni? - oburzyła się niebieskooka, jednak nie spuszczała z oczu Pierwotnego ani na sekundę. Jego obecność widocznie irytowała nastolatkę i wolałby, żeby natychmiast stąd zniknął. Próbowała nawet przekonać do Stefana, ale on stanął po stronie Rebekhi. W końcu on im ma pomóc znaleźć, Bonnie, a to było dla blondynki priorytetem.
- Nie raczyła powiedzieć nic więcej - powiedział kwaśno Kol, któremu teraz dla odmiany przeszkadzała Care, chodząca w tą i z powrotem. - Mogłabyś, przestać się tak kręcić? - zapytał poirytowany jej zachowaniem. Ta spiorunowała go wzrokiem i zatrzymała się.
- Yyy, nie? Moja przyjaciółka została porwana, więc wybacz, że jestem lekko zdenerwowana – syknęła, na co on się skrzywił. – W ogóle, kiedy Ty ratowałeś Bonnie? – Mikaelson uniósł do góry brwi, uśmiechając się przy tym nonszalancko. Zdał sobie sprawę, że nikt nic o tym nie wie, po za jego siostrą i mulatką.
- Jak to kiedy? – udał zdziwienie, przypatrując się blondynce.
- Bonnie mówiła, że spotkała się z Tobą na mieście – wyjaśniła, na co Kol uśmiechnął się chytrze.
- Nie minęła się za bardzo z prawdą – odparł, podchodząc do barku z alkoholem, który stał w salonie, mieszkania panny Forbes i Bennett i nalewając sobie trochę do szklanki. Upił łyka napoju, po czym spojrzał na wszystkich zebranych, którzy patrzyli na niego wyczekująco. Wywrócił swoimi brązowymi oczami.
- No, braciszku pochwal się – ponagliła brata, który tylko westchnął.
-  Jezu, wielka mi rzecz. – powiedział – Natknąłem się na nią, kiedy ktoś się do niej przystawiał. Każdy zrobiłby tak jak ja. – wzruszył ramionami. Caroline otworzyła zdziwiona usta, Rebekah się zaśmiała i jedynie Stefan stał w miejscu bez żadnej reakcji na słowa szatyna.
- Zakochał się – palnęła wampirzyca, spoglądając na Caroline –Nie ma się, co dziwić, Klaus też. – chwila nie minęła, a Bekah wylądowała by ze skręconym karkiem, gdyby na drodze wampira nie stanął Salvatore, zasłaniając ją własnym ciałem. Kol warknął na obydwóch wracając na swoje miejsce.
- W domu się policzymy – syknął. Ta uśmiechnęła się tryumfująco.
- Groźby są karalne, wiesz o tym, prawda?

*

Spacerowanie nigdy nie było moim ulubionym zajęciem, chociaż kochałam biegać. Mijałam powoli domy, ustawione gdzie popadnie. Tej wioski nigdy nie postanowili unowocześnić, co dodawało jej uroku. Do osoby, którą miałam zamiar odwiedzić za nie więcej niż pół godziny. Nie mogłam używać swoich mocy, bo jedną z rzeczy, które nigdy się tu nie zmieniły, były wierzenia i legendy. Nie miałam zamiaru tłumaczyć się tutejszemu burmistrzowi, dlaczego w jednej sekundzie jestem tu a w drugiej tam. Przyśpieszyłam kroku, słysząc szumiące pod nogami liście, których sąsiedzi jeszcze nie sprzątnęli. Minęłam jedno z wielkich drzew, na których były wyryte inicjały, dobrze mi znane litery. Uśmiechnęłam się wdychając ten zapach. Ziemi i świeżego powietrza. W końcu zatrzymałam się przed małą chatką z drewna, z ułożoną z kostek brukowych ścieżką i kolorowym ogródkiem. Była jesień, i dla innych mieszkańców, widok pięknie kwitnących kwiatów, mógłby być o tej porze roku, zwyczajnie dziwny. Wiedziałam jednak, że staruszka, która tu pomieszkiwała dobrze o tym wiedziała, i zaczarowała ogród i w rezultacie, widzą go tylko czarownice. Powędrowałam przez chodnik i podeszłam do drzwi. Delikatnie zapukałam kołatką i po kilku minutach usłyszałam jak ktoś krząta się o kuchni, aż w pośpiechu dobiega do drzwi, otwierając je.
- Niespodzianka! – zawołałam, czym wywołałam szeroki uśmiech na twarzy kobiety. Spojrzała na mnie z czułością – Mogę wejść? – zapytałam, a ona bez słowa odsunęła się dając mi przejść, i po chwili zamknęłam za mną wrota.

*

Caroline siedziała w jednym z barów, próbując nie myśleć o problemach z Bonnie, której Bóg wie co teraz robią. Bała się o nią, ale co mogła zrobić? Wiedźma, która mogła im pomóc wracała po jutrze, a ona została bezsilna. Po za tym, myślała cały czas o tej sprawie z Kol'em. Dlaczego ratował Bonnie i dlaczego dziewczyna nic jej nie powiedziała tylko skłamała? Z jednej strony, można by uznać, że po prostu, tak jak oznajmił, że wpadł na nią. Bo w końcu, nie mogło być  tak jak powiedziała Pierwotna, że chłopak się zakochał, bo to było niedorzeczne. On i uczucia? Prędzej spotkałaby...
- Klaus. - jedno słowo wymsknęło się blondynce kiedy zauważyła, kto idzie w jej stronę. Odwróciła szybko wzrok, patrząc gdzie indziej, jakby Mikaelsona w ogóle nie było. Koniec świata, co ja teraz zrobię?
- Witaj, kochana - przysiadł się koło niej, a ona już wiedziała, że się nie wymiga. Prychnęła i spojrzała na blondyna z pogardą.
- Żegnam - syknęła, zamawiając kolejną szklankę whiskey. Pierwotny uśmiechnął się, ale nie odszedł.
- Słyszałem o Bennett... - zaczął, ale nie dane mu było skończyć, gdyż Forbes od razu zareagowała, warknięciem.
- Wspaniale - skwitowała ostro - Więc, jesteś tu by popsuć mi humor. Na Twoje szczęście ktoś już to zrobił.
- Nie - zaprzeczył szybko - Ale nie zamierzam dopuść byś się upiła - oznajmił, uśmiechając się przy tym uwodzicielsko. Care pokręciła głową, ani trochę nie wierząc w słowa wampira, choć musiała przyznać, że z nim rozmawiało się zaskakująco łatwo.
- Serio? Słuchaj, jestem zajęta...
- Widzę - przerwał jej zabierając z pod nosa szklankę.
- Ej, oddawaj! - sięgnęła po napój, ale Klaus oddalił go jeszcze bardziej, patrząc na nią rozbawiony. Uwielbiał patrzeć jak wampirzyca się denerwowała. Caroline zmierzyła go morderczym spojrzeniem, ale zrezygnowała z odzyskania whiskey. Z nim nie miała szans. - Skąd wiedziałeś, że tu będę? - zapytała zrezygnowana, nie patrząc na niego.
- Od Rebekhi. - odpowiedział, na co dziewczyna prychnęła - Od niej dowiedziałem się też, że tu przyjechałaś. - dodał, a blondynka westchnęła poirytowana.
- Miałam zamiar Cię unikać - stwierdziła z ironią, na co wampir lekko się zasmucił, ale nie pokazywał tego po sobie.
- Cóż, masz szczęście - powiedział pogodnie.
- Wolałabym umrzeć w nieszczęściu - syknęła, wstając i wychodząc z lokalu. Nici z jej planu unikania go, nici z wiedźmy, nici z college'u, nici z niczego. Takie rzeczy zawsze muszą zdarzać się Caroline Forbes. Po prostu muszą.

*


- Coś się stało, Praesent? - zapytała ustawiając przede mną kubek z herbatą z ziół. Spojrzałam na nią, ale nie odpowiedziałam, nie mogłam - Przecież nie przyjechałaś, tylko po to by mnie odwiedzić.
- Skąd możesz wiedzieć? - zapytałam szybko, podniesionym głosem. Babcia skarciła mnie wzrokiem, na co ja westchnęłam - Dobrze, nie po to - odpuściłam, upijając łyka i opierając się o oparcie. Kubek trzymałam w obu dłoniach, wlepiając w niego wzrok.
- Więc, co się stało? - spytała troskliwie.
- Przed wczoraj, pokłóciłam się z kimś - powiedziałam powoli, powstrzymując łzę, która kręciła mi się w oku, od dobrych paru minut - Jest dla mnie ważny, ale powiedział coś co mnie zabolało. Bardzo. - dałam nacisk na ostatnie słowo.
- Co powiedział? - dopytywała coraz to bardziej wyczuwając, że odczuwam rozpacz. Jako czarownica, mogła wyczuć co dany człowiek lub istota nadprzyrodzona czuje, bez względu na to jak to ukrywa. To był taki dar, od przodków.
- Że gdyby okazał słabość, stracił by swoją pozycję - odparłam odstawiając herbatę - Status. Najpierw użył na mnie takiego tonu, jakbym była nikim, później się o to pokłóciliśmy.
- A tą  osobą jest ten mężczyzna? - zobaczyła w moich oczach zdziwienie - Ten... - zastanowiła się na chwilę, próbując przypomnieć sobie jego imię - Marcellus? - pokiwałam głową.
- Marcel - poprawiłam. Nikt nie używał już jego prawdziwego, długiego imienia - Wysłał mi kwiaty - oznajmiłam.
- Kwiaty? Jako przeprosiny?
- Orchideę - uśmiechnęłam się. - Chciałabym mu wybaczyć, ale nie potrafię. Coś mi nie pozwala.
- Co? - spytała zaciekawiona.
- Nie wiem - przyznałam - Ale gdzieś w środku czuję, że mu na mnie zależy.
- I masz rację - wstała - Zależy mu.
- Ale coś przede mną ukrywa - żaliłam się, chyba mając nadzieję, że oznacza to, że nie będę mu musiała wybaczać.
- Zależy mu - powtórzyła twardo, podchodząc do mnie - Jest Twoim przyjacielem, kocha Cię, martwi się i opiekuje. Czy tego chcesz czy nie, Faith. On zawsze będzie dla Ciebie, Praesent. - dotknęła mojego ramienia i wyszła do kuchni.

*


- Witaj, przyjacielu! - rzucił Klaus, niestety takim tonem jakim miała w zwyczaju mówić Faith. Zamknął oczy i starł się przybrać taki wyraz twarzy jaki nosił zawsze. Władczy, oraz niezwyciężony, siejący postrach wśród wszystkich.
- Nie mam czasu na pogaduszki - powiedział wymijająco. Wstał, odwracając się do Pierwotnego przodem. Myślał o tym co powiedziała mu dziewczyna zanim gdzieś zniknęła. "Zastanów się co jest dla Ciebie ważne". Oczywiście, że ona. Żałował, że użył takiego tonu do niej i, że nie mógł powiedzieć jej prawdy. Do tego, jeszcze dochodziło to, że ona mu nie ufa.
- Nigdy nie masz czasu - stwierdził.
- Dlatego nigdy nie gadam o bzdetach - oznajmił podchodząc do niego i stając na przeciwko. Blondyn uśmiechnął się szeroko.
- Słyszałeś za pewne o wiedźmie Bennett - zauważył, na co Marcel prychnął.
- A Ty co zakochałeś się w niej? - spytał z kpiną i drwiącym uśmieszkiem, na co Mikaelsonowi mina zrzedła, ale nadal nie ustępował. Musiał dowiedzieć się, czy to czasem nie on porwał przyjaciółkę Caroline, bo przecież z nim nigdy nie wiadomo.
- A Ty? W końcu uwielbiasz mieć wszystko pod kontrolą - ciemnoskóry zmierzył go spojrzeniem. Czy oni naprawdę myślą, że posunął by się do tego stopnia?
- Nic jej nie zrobiłem. Nawet jej nie widziałem. - zaprzeczał z coraz to większym uśmiechem - Ale wiem kto ją porwał.
- Podobno piękna partnerka mojego brata  - wyprzedził myśląc, że o to chodzi Gerardowi, jednak ten miał jak zwykle coś w zanadrzu.
- Ona porwała, a kto rozkazał? - spytał - Czarownice z potężnych rodów, mają większą moc od zwykłych. Kochana Bennett jest na tej liście i wiesz co? - rozłożył ręce - Te wiedźmy potrafią zabić nawet kogoś takiego jak Ty. - uśmiechnął się zwycięsko, patrząc na Klausa.
- Co one mają do rzeczy? - spytał, przez zaciśnięte zęby.
- Pomyśl, kto nienawidzi was bardziej ode mnie? - spytał z chytrym uśmieszkiem - Ten koleś posunie się do wszystkiego by was zabić.
- Finn - wyszeptał. Władca uniósł kąciki ust do góry, układając je w uśmiech czystej satysfakcji.

*

Sarah cicho zakradła się pod drzwi i przyłożyła do nich ucho. Skupiła się i po chwili usłyszała rozmowę, która potwierdziła jej obawy.
- ... nie wiem gdzie. - głos jej koleżanki wydawał się być zmartwiony, choć szatynka nie miała pojęcia dlaczego.
- To się dowiedz! - syknęła.
- Nie rozumiesz! - powiedziała trochę za głośno - One są wszędzie, a jeszcze ten idiota, Marcel. - jej rozmówczyni prychnęła, na co Kat się wkurzyła.
- Nie umiesz poradzić sobie z facetem? - spytała i parsknęła śmiechem.
- To nie jest zabawne!
- Ależ jest, Katie - powiedziała głosem przepełnionym jadem i kpiną. Rozejrzała się i sprawdziła, czy nikt nie przesłuchuje - I do tego takie proste! Blondyneczko, jeśli nie umiesz dowiedzieć się tak prostej rzeczy, to chyba znaczy, że nie nadajesz się do tego zadania.
- Nie zawiedziesz się - powiedziała zdesperowana.
- Już się zawiodłam - oznajmiła ostro - Jestem w Salem, powinnam wrócić jeszcze jutro. - zielonooka usłyszała tylko dźwięk oznaczający koniec połączenia. Rozłączyła się. Była łowczyni w wampirzym tempie wróciła do swojego pokoju i zaczęła myśleć. Katie chciała coś zrobić, coś bardzo złego. Jednym problemem była ta, która rozmawiała z nią przez telefon. Sarah musi działać, a Marcel jej pomoże jak tylko dowie się kogo chcą zabić Katie i kobieta, z którą współpracuje. Z jakiegoś powodu wiedziała, że chodzi o jej twórczynię. 

*

- Co Ci odbiło Bekah?! - spytał wściekły, na co blondynka się zaśmiała. Jej brat albo był na tyle głupi, żeby nie słyszeć swojego głosu, albo po prostu nie dopuszczał do siebie myśli, że chciał uratować Bonnie. Stawiała na to drugie. 
- A Tobie? - pokręciła głową.
- Słuchaj nie wiem , skąd Ci się to wzięło, ale to co powiedziałaś jest zwykłą bzdurą - warknął, na co ta prychnęła.
- Na razie - rzuciła i uśmiechnęła się słodko. W tej chwili Kol miał ochotę urwać jej łeb. Były czasy, że siostra naprawdę go irytowała, ale nigdy nie miał szansy na zemstę. Zawsze miała plan awaryjny, po za tym jeszcze nigdy jej nie skrzywdził. Nie zamierzał zaczynać od nowa kłótni, więc zmienił temat.
- Do czego Finn'owi wiedźma? - zapytał zrezygnowany. 
- Może do zabicia nas? - do rozmowy włączył się Klaus. Obydwoje spojrzeli na niego zdziwieni, w czasie kiedy ten usiadł wygodnie na fotelu.
- Nas nie da się zabić - stwierdził uśmiechnięty Kol, kiedy Rebekah dopiero obudziła się z szoku.
- Dlaczego miałby to zrobić? Przecież jest naszym bratem - Pierwotna wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. 
- Bekah, tylko się nie rozklejaj - ostrzegł Mikaelson. Niebieskooka spojrzała na niego wściekła, po czym warknęła.
- Skąd wiesz, że chce nas...
- Zabić? Od Marcela, nasz drogi przyjaciel był skłonny mi pomóc - przerwał jej. Dziewczyna uniosła do góry brwi, a młodszy się zaśmiał. Pokręcił głową i usiadł na kanapie.
- A skąd on wie? - zadał kolejne pytanie.
- Nie wiem, ale zgaduje, że od tej panienki z którą się pokłócił. - Oboje rodzeństwa spojrzeli na siebie. Więc, dlatego nastolatka wyjechała. Teraz znali powód, a skoro to z nim miała spięcie to nigdy nie wiadomo czy nie postanowiła przedłużyć swoich wakacji. 
- Złamał jej serce? - spytał Pierwotny z cynicznym uśmiechem. 
- Nie - zaprzeczył szybko - Jest jego przyjaciółką
- Auć - mruknął.

*

Dwoje Pierwotnych wkroczyło do siedziby ich największego wroga. Spostrzegli go dopiero po kilku minutach. Siedział w swoim pokoju, na fotelu, popijając bourbona i uśmiechając się do siebie słabo. 
Rebekah jako pierwsza odezwała się, jednak tym swoim tonem, którego używała zawsze do osób, do których nie pałała sympatią.
- Daj numer tej wiedźmy - rozkazała, na co Marcel się zaśmiał szyderczo. Bo niby jakim prawem ona mu rozkazuje? To on był królem, nie ona.
- Możesz pomarzyć - prychnął. Kol zirytowany zachowaniem ciemnoskórego, w wampirzym tempie
przycisnął go do ściany. Blondynka podeszła do brata, który niewzruszony trzymał wyrywającego się wampira i wyciągnęła rękę, wkładając ją do kieszeni Gerarda. Wymacała komórkę i oddaliła się od niego o kilka kroków. Odblokowała urządzenie i weszła w kontakty, szukając właściwego numeru. Miała utrudnione zadanie, bo nie znała jej imienia.
- Jak się nazywa? - spytała, powoli kierując na niego wzrok. Ten zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem i pokręcił głową z rozbawieniem. Wampirzyca spojrzała na Pierwotnego, a ten jak na rozkaz rzucił Marcelem o przeciwległą ścianę, która bo zderzeniu z mężczyzną była bardzo popękana. Po chwili znowu został przyparty do muru, tym razem jednak przez Rebekhę. 
- Zapytałam o coś - oznajmiła obnażając kły. Wampir poddał się wiedział, że Mikaelsonowie nie odpuszczą i prędzej zaczną torturować niż grzecznie przeczekają na jego odpowiedź. 
- Bekah, on nic nie powie - stwierdził.
- Masz rację - przyznała patrząc na niego, po czym odwróciła wzrok do wroga - Jak ma na imię Twoja przyjaciółka? - zapytała używając perswazji. Marcel przez chwilę wpatrywał się w jej oczy, a jego źrenice rozszerzyły się.
- Faith - odparł machinalnie, po czym odzyskując nad sobą władzę, warknął na nią, wywołując jej tryumfalny uśmiech. Spojrzała na chłopaka, który przepisywał już kontakt na swój telefon. 
- Już - rzucił urządzenie do jego właściciela, po czym podszedł do niego i poklepał w ramię, jak przyjaciela - Dzięki stary - po czym wraz z siostrą opuścił pomieszczenie. 

*

 Stanęłam przy samochodzie, który miał otwarty silnik, a raczej tą klapę. Spojrzałam na niego i usłyszałam dźwięk mojego dzwonku. Z westchnięciem popatrzyłam na wyświetlacz. Jakiś nieznany numer. Odebrałam i prawie od razu usłyszałam żeński głos.
- Witaj, Faith - ten ironiczny ton rozpoznałabym wszędzie.
- Rebekah - mruknęłam pod nosem, niezadowolona i zła. Pochyliłam się nad silnikiem, trzymając komórkę.
- Zgadłaś - powiedziała z wymuszoną uprzejmością i radością - Kiedy ruszasz swój tyłek i wracasz? - spytała w tym samym czasie, kiedy spostrzegłam co nie pozwalało mojemu samochodowi odpalić.
- Cholera... 
- Co? Co znowu? - zamknęłam klapę i usiadłam na niej, wściekła. 
- Rozumiem, że chcecie mnie z powrotem - powiedziałam powoli - Ale sabotowanie mojego auta, nie przyśpieszy mojego powrotu - warknęłam, na co Pierwotna po drugiej stronie spojrzała zdziwiona na brata, którego miała obok.
- Jak to sabotowanie? - zmarszczyła brwi.
- A tak to - stwierdziłam - Ktoś przeciął przewód, widocznie chcąc bym nie wróciła.
- Gdzie jesteś? - spytała.
- Po co chcesz wiedzieć? Przecież tu nie przyjedziesz - zaprzeczyłam od razu i wstałam z maski auta, znowu je otwierając i spoglądając na usterkę. Jestem prawie pewna, że to była baba. Tak nieudolnie przeciąć mogła tylko kobieta.
- Wyślę kogoś innego - oznajmiła spokojnie - Potrzebujemy silnej czarownicy - powiedziała z takim naciskiem i determinacją w głosie, że wywnioskowałam, iż jestem ich ostatnią deską ratunku. 
- Jestem w okolicach Salem - odezwałam się po chwili milczenia i usłyszałam jak dziewczyna odetchnęła z ulgą - Niech się pośpieszy - rzuciłam i się rozłączyłam. Za nim naprawię mój kochany pojazd, to założę się, że przyjedzie oczekiwana teraz przeze mnie osoba.

*

- Jesteś pewna? - upewniła się Kylie, patrząc niepewnie na koleżankę, która dodatkowo skinęła głową.
- Tak - potwierdziła Sarah upijając krwi z woreczka, które przyniósł im Marcel, przed chwilą. Po podsłuchanej rozmowie wiedziała, że Katie coś ukrywa i na dodatek chce zabić kogoś, kto ją przemienił. Jedynie Sarah wiedziała, że jeśli umrze ta wampirzyca to razem z nią cała jej linia.
- Ale ona sobie poradzi- zapewniła czarnowłosa, choć trochę w to wątpiła. Owszem brunetka była nieśmiertelna, ale przecież to świat wampirów, wilkołaków i Bóg wie czego jeszcze, tu jest wszystko możliwe.
- Z Katie? Na pewno, ale przecież nie wiemy kim jest ta druga - stwierdziła zmartwiona. Kylie uśmiechnęła się złowrogo do szatynki, która tylko zmarszczyła brwi.
- Jesteś córką łowców, tak? - świeża wampirzyca niechętnie przytaknęła. - Co powiesz na duet? - zaproponowała.
- Do czego zmierzasz? - zapytała. Ciemnooka usiadła wygodniej po turecku i spojrzała na szarooką.
- Zostałaś wyszkolona. Marcel powiedział, ze po przemianie wszystko się wzmacnia - mówiła, a wampirzyca powoli zaczynała rozumieć.
- Wiem jak przechytrzyć wroga - dodała, po czym uśmiechnęła się do Kylie - Razem możemy dowiedzieć się kto jest tym drugim.
- Właśnie - ucieszyła się, unosząc kąciki ust i formując w chytry uśmieszek.
  
*

Szczerze nienawidził Pierwotnych, ale tym razem przegięli. Jak pogodzi się z jednym, to pokłóci z drugim. Miał wyrzuty sumienia. Pozwolił im poznać imię i numer Faith. Przeklinał się w duchu za to, że nie pił werbeny. To było do przewidzenia.
- Na głowie masz całą rodzinkę Pierwotnych i nie raczyłeś wypić chodź trochę werbeny? - ten obleśny głos i chamski ton. Nienawidził go, ale przecież był teraz bezsilny.
- Czego tu chcesz? - warknął, ale w środku trząsł się ze strachu. Bał się go. Jedyna osoba której bał się aż tak.
- Miałeś mi coś dać, pamiętasz? - spytał, podchodząc trzy kroki do przodu, a Marcel zmuszony był się nie ruszać by nie pokazać jak się go boi. - Chyba, że wolisz, żeby to ona płaciła. - zaśmiał się.
- Zapłacę - powiedział z naciskiem, po czym został przyparty do ściany, za gardło tak, że nie mógł oddychać.
- Ja mam nadzieję, bo inaczej wszyscy Twoi bliscy... - wysyczał z pauzą - Będą mieli przyśpieszone spotkanie z kosiarzem. - puścił go kiedy usłyszał, że ktoś idzie. Ciemnoskóry potarł ręką szyję i spostrzegł Diega, który przyglądał mu się ze zdziwieniem i dezorientacją. Władca wstał z lekką trudnością, po czym podszedł w  wampirzym tempie do podwładnego.
- Co się gapisz? - spytał, delikatnie dysząc, jakby przebiegł kilka kilometrów.
- Nic - powiedział pośpiesznie idąc dalej.

*


  

2 komentarze:

  1. Przeczytałam! No i powiem tak... KOL się zakochał! :) Podobało mi się to, a no i scena Klaroline... wreszcie! Czekałam, czekałam, czekałam i się doczekałam! Chociaż mam nadzieję, że w następnych rozdziałach będzie ich więcej. Dziś o Bonnie nic nie było, biedna jest przetrzymywana przez Finna i tą głupią Sage! Nie lubię ich! Zastanawiają mnie te 3 nowe wampirzyce, co w ogóle kombinuje Marcel i kto to był ten na końcu? :O Ahh, tyle pytań! Ciekawe czy Faith im pomoże? Musi, w końcu mulatkę trzeba uratować, prawda? Pozdrawiam i życzę weny!
    Zuzka!

    relaitybeingadream.blogspot.com

    P.S. Świetny szablon!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, zakochany Kol, to uroczy Kol. Uwielbiam takie sceny, te uświadamianie sobie powoli, że jednak jest się zdolnym do miłości. To piękne. Ej, popłakałam się, słuchając przy tym Are We There Yet. Jestem uczuciowym gównem ;-;
    I wybacz, że nie odpowiedziałam. Widzę, że masz już szablon, ale jakbyś chciała - złóż w spamie u mnie zamówienie, to wykonam go 4 u ;*
    Ps: pojawił się VIII rozdział!
    xoxo
    @YourLittleBoo1 z
    darkness-of-the-soul.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy