środa, 18 czerwca 2014

Rozdział Drugi

~Mystic Falls - droga do Nowego Orleanu~

Dlaczego w ogóle zerwałam z Tylerem? - pomyślała zrozpaczona Caroline, kiedy znów usłyszała miłosną piosenkę w radiu swojego samochodu. - A no tak, zdradził cię Caroline - przypomniała sobie złośliwie. Do teraz nie mogła uwierzyć - zmarnowała tyle życia na tego palanta, a mogła mieć do słownie każdego. Cieszyła się, że będzie mogła razem z Bonnie zacząć nowe życie. Jednak nie koniecznie chciała uczyć się w Nowym Orleanie. Bonnie, która uparła się na swój pomysł, miała tylko jedno słowo na swoją obronę: "Czarownice". Chodziło o czarownice, a nie jak przypuszczała blondynka o Pierwotnych. 
- Mamy dwa tygodnie zanim zaczniemy się uczyć - stwierdziła mulatka, wyrywając blondynkę z zamyślenia i przypatrując się jak ta kieruję na nią wzrok. - Co będziemy robić? - spytała ciekawa.
- Zwiedzać - odpowiedziała od razu, bez chwili zawahania. Co innego miały robić? Nie znały tam nikogo, a jeśli miały zamieszkać tam cztery lata to wypadało obeznać się z miastem. Oczywiście, w Nowym Orleanie, był ktoś kto może ich oprowadzić, ale blondynka od razu postawiła sprawę jasno. Żadnych Pierwotnych. Jeśli to możliwe ich mieście.
- Nie mamy przewodnika - przypomniała czarownica.
- Damy sobie radę - zapewniła Caroline, sprowadzając swój wzrok na drogę. Resztę drogi przemilczały, każda myślała o czymś innym.

~Nowy Orlean~

- Wreszcie - odetchnął z ulgą Pierwotny - Już myślałem, że nigdy nie wrócę do świata żywych - przyznał.
- Możesz tam wrócić - stwierdził ostro jego starszy brat, rozglądając się po ulicy.
- Coś ty taki nerwowy? - zapytał rozbawiony. Brat posłał mu spojrzenie, które zamknęło go na dobre. Finn wiedział, że musi zobaczyć się z rodzeństwem. Z żadnego powodu, chciał tylko by wiedzieli, że wrócili i tyle. Nie obchodziło go co zrobi dalej Kol, bo razem z Sage miał zamiar stąd wyjechać i żyć z ukochaną na wieczność razem. Kol a to chciał się bawić, po drugiej stronie nudziło mu się i czas dłużył się w nieskończoność. Teraz za to miał wolną rękę. Jedyny plus bycia po drugiej stronie to możliwość obserwowania co robi jego rodzina. Nie interesował się tym zbytnio, ale czasami było nawet zabawnie.

*

- Jest ktoś w domu? - zawołał radośnie Mikaelson, wchodząc powoli do salonu. Zastał w nim Klausa i Elijah'ę. Razem z Finnem, z uśmiechem na twarzy spojrzeli na braci, którzy patrzyli lekko zdziwieni. 
- Wy nie żyjecie - stwierdził Elijah, na co Kol się zaśmiał i podbiegł do barku z alkoholem, nalewając sobie bursztynowego płynu do szklanki.
- Technicznie rzecz biorąc ty też - zauważył wesoło, upijając łyka z naczynia.
- Czarownice i te rzeczy, wiecie o co chodzi - wyjaśnił krótko najstarszy z Pierwotnych, idąc w stronę swojego pokoju. Kol po chwili również, wstał ze stołku, i szybkim krokiem pomaszerował do góry, mając nadzieję, że spotka się z siostrą. Nie mylił się, gdy tylko wszedł na górę, zauważył Rebekhę, wychodzącą właśnie ze swojego pokoju. Gdy go ujrzała, zatrzymała się na chwilę, po czym upewniając się, że to nie sen z piskiem, rzuciła mu się na szyje. Lekko się wahając chłopak odwzajemnił uścisk.

*

Blondynka miała zamiar wyjść, jednak zatrzymał ją brat 
-Gdzie ty idziesz? - spytał zdziwiony zachowaniem siostry, Klaus. Będąc na progu, Rebekah zatrzymała się i odwróciła do Pierwotnego. Zmarszczyła brwi, jednak po chwili, uśmiechnęła się chytrze. Wiedziała, że Klaus nie wiedział kto przyjechał do Nowego Orleanu, to też postanowiła się z nim trochę podroczyć i nie mówić z kim idzie się spotkać.
- Idę spotkać się z dawnym wrogiem - oznajmiła beznamiętnie wyczekując jego reakcji. Mikaelson zmarszczył brwi.
- A kim jest ten nieszczęśnik? - spytał
- Nieszczęśnik to nie, bo gdybym ją zabiła wylądowałabym ze sztyletem w trumnie - odparła zrezygnowana, chcąc już wyjść, ale znów zatrzymał ją głos brata:
- JĄ? - spytał marszcząc czoło, dziewczyna obróciła się i i bez słowa, z uśmiechem na twarzy wyszła z rezydencji.

*
Kończąc wkładanie ostatnich ubrań, zamknęłam szafę i obróciłam się do niej plecami. Odetchnęłam głęboko i powolnym krokiem zbliżyłam się do drzwi. Wzięłam z szafki obok drzwi komórkę i nacisnęłam klamkę, chowając telefon do tylnej kieszeni spodni. Wyszłam z sypialni, schodząc po schodach na dół, mając nadzieję, że spotkam przyjaciela. Będąc na dole, rozejrzałam się, ale nigdzie go nie widziałam. Westchnęłam i miałam wrócić do góry, gdy za moimi plecami odezwał się głos, który bardzo dobrze znałam:
- Jestem zajęty, Klaus - odpowiedział ciemnoskóry zmęczony, prośbami Pierwotnego. Nie miał zamiaru pomagać mu. Usłyszałam to, i na powrót odwróciłam się, uśmiechając się. Schowałam z tyłu ręce, w odruchu z dawnych wieków. Zawsze chodziłam ubrana w szerokie suknie, z gorsetem, teraz byłam ubrana w  czarne jegginsy i czarną bluzkę z rękawami 3/4 oraz brązowe kozaki na płaskiej podeszwie. Spokojnie podeszłam do Marcela.
- Cześć, szukałam cię - oznajmiłam z wyrzutem, patrząc jak się zatrzymuje i spogląda na mnie zdziwiony, że odważyłam się odezwać w obecności wampira.
- Kto to? - spytał marszcząc brwi i lustrując mnie wzrokiem. Westchnęłam obrażona i za nim ciemnoskóry się odezwał, odpowiedziałam za niego.
- Ja tu jestem - stwierdziłam arogancko i skrzyżowałam pod piersiami ręce, wyczekując jego reakcji. Nie otrzymałam jej, patrzyłam na jego kamienną twarz.
- Mam zamiar zobaczyć czy od czasu mojego ostatniego pobytu tutaj coś się zmieniło - uśmiechnęłam się do Marcela - chciałam byś się nie martwił - wyjaśniłam. Władca miasta po chwili wykrzywił usta w uśmiech i ze zrozumieniem pokiwał głową. Nie zwróciłam uwagi na Mikaelsona, tylko najzwyczajniej w świecie odwróciłam się na pięcie i pokierowałam się w stronę wyjścia z budynku. Uśmiechnęłam się do siebie tryumfująco, i wyszłam na ulice miasta w poszukiwaniu rozrywki.    

*

- Kim ona jest do cholery?! - krzyknął lekko, dając znać, że zachowanie dziewczyny wobec niego mu się nie spodobało. Po prostu odwróciła się i wyszła. 
- Nie muszę Ci odpowiadać - syknął Marcel, ale zaraz po tym został brutalnie przygnieciony za szyję do ściany, tak, że ledwo łapał powietrze. 
- Kim ona jest? - ponowił pytanie, tylko tym razem bardziej warknął niż powiedział.
- Nie twoja sprawa - wychrypiał, po chwili łapiąc powietrze. Nie chciał wydać przyjaciółki. Nie jemu. Wiedział, że gdy ten dowie się kim ona jest, będzie chciał ją albo zabić albo przekabacić na jego stronę.
Zrezygnowany puścił ciemnoskórego. Ten upadł i zaczął rozmasowywać sobie szyję. Po chwili wstał, ale Mikaelsona już nie było. Nie martwił się zbytnio. Wiedział, że Pierwotny miał inne sprawy niż przejmowanie się dziewczyną, która go zignorowała.

*

Blondynka z szampańskim humorem, wmaszerowała do pachnącego alkoholem baru. Podeszła do barku i zawołała barmana, po czym zamówiła szklankę Whiskey. Korzystając z chwili zaczęła rozglądać się za osobą, którą  miała nadzieję tu spotkać. Wśród stolików w końcu je zobaczyła. W najciemniejszym kącie siedziała blondynka oraz brunetka śmiejące się. Wiedziała, że obie z dziewczyn będą chciały świętować przyjazd do miasta, a nie zrobiłby tego w domu. W tej samej chwili barman przyniósł zamówiony trunek, więc Rebekah wzięła szklankę i powolnym krokiem zmierzała przez tłum, by w końcu dojść do dziewczyn i przysiąść się do nich. Obie przestały się śmiać i spojrzały na swoją towarzyszkę. 
- Rebekah? - spytała by się upewnić, że nie ma halucynacji, blondynka.
- Caroline jak miło Cie widzieć - przywitała się Pierwotna, upijając łyka ze naczynia z bursztynowym płynem, i uśmiechając się przy tym szelmowsko. 
- Co ty tu robisz? - spytała po dłuższym milczeniu ze strony przyjaciółki, Bonnie. 
- Właściwie chciałam o to samo zapytać was dwie - stwierdziła. Dziewczyny wymieniły ze sobą wystraszone spojrzenia. Wiedziały, bowiem, że Pierwotna powie Klausowi, że przyjechały co oznaczało by dla blondynki koniec świata. 
- Jesteśmy przejazdem - powiedziała Caroline wymyślając sobie na poczekaniu wymówkę. 
- W takim razie, powinnam poinformować Klausa, żeby się przywitał - Rebekah uśmiechnęła się złośliwie, wiedząc, że jej wróg kłamie. Powiadomienie brata o jej pobycie tu, sprawiło by jej ogromną przyjemność, ze względu, że jej nie lubi. Jednak postanowiła, że tego nie zrobi, bo lubiła robić mu na złość. Blondynka wstała mając zamiar wyjść, jednak Caroline zatrzymała ją chwytając za nadgarstek, bojąc się, że Pierwotna mówi prawdę. Siostra Klausa uśmiechnęła się do siebie tryumfująco, siadając z powrotem na swoim miejscu.
- Studiujemy - oznajmiła zgodnie z prawdą, patrząc na Mikaesonównę. 
- Tak myślałam - wstała znowu, jednak zamiast iść zatrzymała się na chwilę. 
- Bez obaw, nie powiem mu jeszcze - rzuciła, skreślając obawy z listy Caroline i wyszła z lokalu. 

*
Wróciłam do swojego tymczasowego domu, po dwudziestej. Miałam niezły ubaw, kiedy zobaczyłam tutejsze czarownice. Bały się użyć magii. Co za ironia. Szybkim krokiem weszłam na schody, sprawdzając czy nikt mnie nie śledzi. Poprawiłam kurtkę, oraz w końcu wdrapałam się na szczyt. Podeszłam do drzwi, nacisnęłam klamkę i weszłam. Zdjęłam swoje nakrycie, nacisnęłam przycisk i zrobiło się od razu jaśniej. Odwróciłam się, podeszłam do lustra, które było wmontowane w drzwi szafy, stałam tam nieruchomo przez jakiś czas. Przekręciłam lekko w bok głowę. Patrzyłam na brunetkę z małym pasmem niebieskich włosów, na dziewczynę, która wygrywa, która nie potrafi kochać, która zawsze dostaje to czego chce. Na kogoś kto zamknął się w sobie na tyle, że nikt nie jest w  stanie jej otworzyć. Jestem jak drzwi, do których zgubiłam klucze. Ale to właśnie w sobie kochałam. Bycie niezależną. Nie martwiłam się o nikogo. No prawie. Wyprostowałam się i szeroko uśmiechnęłam do osoby w lustrze. W tej samej chwili ktoś wpadł do mojej sypialni, jednak nie zwróciłam na to uwagi i nie przestałam swojej czynności. Zmrużyłam oczy.
- Co ty robisz? - spytał Marcel patrząc jak w skupieni przyglądam się sobie.
- Nie widać? - odparłam spokojnie. Mój przyjaciel usiadł obok mnie na łóżku. Nie znałam powodów jego wizyty, ale nie przejmowałam się tym. Westchnęłam, wiedząc, że dopóki nie usiądę i nie wysłucham co ma mi do powiedzenia, on nie wyjdzie. Odwróciłam się od lustra, jednocześnie siadając obok ciemnoskórego. Przez chwilę się nie odzywaliśmy, jednak Marcel westchnął i spojrzał na mnie uśmiechając się lekko.
- Będą chcieli wiedzieć kim jesteś, Faith - oznajmił mi, bardzo spokojnie, patrząc na mnie z troską wymalowaną na twarzy - Nie mogę wiecznie ich okłamywać, dobrze wiesz, że tak czy siak się o Tobie dowiedzą.
Z mojej twarzy nie dało się nic wyczytać. Zastanowiłam się głęboko nad jego słowami. Wiedziałam, że ma racje. Nie może ich okłamywać, ale ja nie mogę się ujawnić. Co więc mogę zrobić? Wzięłam duży wdech, i wydech, po czym podniosłam twarz i odwróciłam ją w jego stronę.
- Nie mogą się o mnie dowiedzieć - stwierdziłam stanowczo.
- Wiem - odparł, czekając cierpliwie jak rozwinę zdanie.
- Nie od Ciebie - oświadczyłam. - Nadejdzie czas kiedy sami odkryją prawdę, ale teraz musisz jak najdłużej ukrywać prawdę. - nakazałam, wstając z łóżka, i przechadzając się w tą i z powrotem.
- Powiesz im, że jestem twoją dawną znajomą i przyjechałam w odwiedziny - oznajmiłam w końcu, zatrzymując się przed lustrem. Ten plan mógł nie wypalić.
- Będą pytać...
- Jakiej jestem rasy - przerwałam mu - Odpowiesz, że wampirem z bonusem - przedstawiłam swój plan.
- Wampir z bonusem - zaśmiał się pod nosem.
- Masz inny pomysł? - spytałam rozbawiona. Pożegnaliśmy się, Marcel poszedł do swojej sypialni, a ja wzięłam prysznic, przebrałam się i wskoczyłam pod kołdrę. -  Nie wygracie ze mną - pomyślałam, zasypiając.

*Następny dzień*


- Stefan? - spytała zdumiona, widokiem przyjaciela w progu jej drzwi, Caroline. Po chwili uśmiechnęła się radośnie, zarzucając mu ręce na szyję. Oderwała się od niego po minucie i gestem ręki zaprosiła do środka mieszkania.
- Co Cię tu przywiało? - zapytała siadając koło niego na wielkiej skórzanej sofie, patrząc jak Salvatore uśmiecha się lekko.
- Elena wybrała Damona - oznajmił trochę smutno, ale po chwili na jego twarzy znów zawitał uśmiech - Nie chciałem na to patrzeć - wyjaśnił.
- Tak mi przykro.. - wyszeptała, ale szatyn jej przerwał.
- Nie potrzebnie - powiedział pośpiesznie, powodując u blondynki zdezorientowanie - Mieszkam w tutejszym hotelu, chciałem się przywitać, bo wiedziałem, że Bonnie cię tu zaciągnęła.
- Och - wykrztusiła w końcu. Uśmiechnęła się jednak po chwili radośnie. Teraz przynajmniej nie będzie tu sama z Bonnie. W mieście gdzie mieszkają sami Pierwotni. Spojrzała z powrotem na Stefana i zauważyła, że pisze coś na małej karteczce. Kiedy skończył zręcznie wcisnął ją w dłoń Caroline.
- Ja już muszę iść - oznajmił smutno - Masz tu mój adres, jak co to dzwoń! - zawołał już przy drzwiach, po czym wyszedł. Blondynka wstała, a z pokoju obok wyłoniła się Bonnie z ręcznikiem na głowie, i uśmiechem na twarzy. Zatrzymała się, patrząc na przyjaciółkę, która po chwili zwróciła ku niej wzrok.
- Kto to był? - spytała, widząc jak ukochana Klausa promieniuje szczęściem.
- Stefan zamieszkał w hotelu, w tym mieście - krzyknęła wesoło, po czym zniknęła w swoim pokoju i z nową siłą, zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy. Za to Bonnie wzruszyła tylko ramionami i również udała się do swojej sypialni z zamiarem wysuszenia włosów.
  
*

   Mulatka z uśmiechem na twarzy i telefonem przy uchu przemierzała ulice miasta. Zatrzymała się na chwilę, usiadła na ławce i zaczęła rozglądać się na boki. Po chwili jednak zaprzestała, słysząc co mówi jej przyjaciółka przez komórkę.
- ... i jeszcze ten idiota, się do mnie przyczepił - wylewała swoje żale. Na co Bonnie lekko westchnęła.
- No, ale później Cie zostawił w spokoju, nie? - spytała, bawiąc się kosmykiem swoich włosów, ale słysząc ciszę po drugiej stronie wiedziała, że stało się coś jeszcze.
- No, można tak powiedzieć - powiedziała niepewnie i powoli blondynka, na co Bennett trochę się zaniepokoiła.
- Co zrobiłaś, Caroline? - spytała oskarżycielsko.
- Tak, no... Okej. - poddała się - musiałam go zahipnotyzować. - wyznała szybko. Wiedźma, odetchnęła głęboko, czując ulgę. Wiedziała, że Forbes nie skrzywdziła by nikogo niewinnego, ale spodziewała się czegoś bardziej tragicznego.
- Nie gniewam się - powiedziała ze śmiechem zielonooka.
- Tak czy siak musimy uczcić nasz przyjazd tutaj - stwierdziła, również się śmiejąc.
- Nie robiłyśmy tego już? - spytała dziwnie spokojnie.
- Robiłyśmy - przyznała - ale wtedy zjawiła się Rebekah, pamiętasz?
- A tak - odparła, przypominając sobie tamto popołudnie.
- Muszę lecieć, chcę kupić sobie coś na dziś wieczór - pożegnała się.
- Yhm - mruknęła niewyraźnie - pa! - rozłączyła się. Włożyła urządzenie do kieszeni kurtki, wstała i udała się w stronę domu. Musiała wybrać coś na ten wypad, a spacer zajął jej wiele czasu, choć mulatce wydawało się, że chodziła tak kilka minut.

*

Blondynka przemierzała półki sklepowe, chodziła w kółko, zaglądała we wszystkie kąty, ale i tak nic na siebie nie znalazła. W nadziei na cud i z braku innego pomysłu, weszła do ostatniego, skromnego sklepu w, którym jeszcze nie była. Wmaszerowała przez szklane drzwi do wielkiego holu i wzrokiem zaczęła szukać odpowiedniego szyldu. Znalazła go po kilku minutach, szybkim krokiem przeszła przez przejście i pokierowała się na północ. Westchnęła, uradowana, ale i zawiedziona. Nie widziała nic godnego uwagi, od razu pomyślała, że na pewno znajdzie coś u siebie, bo przecież nie może być, aż tak źle by nie miała co na siebie ubrać. Odwróciła się i zauważyła brunetkę, ale uwagę Caroline przykuło najbardziej jej niebieskie pasemko i spokój jaki od niej emanował. Wolnym krokiem z rękoma splecionymi z tyłu i z zaangażowaniem patrzyła na ciuchy powieszone na wieszakach. Dawała wrażenie wiedzącej co chce, jednak coś blondynce w niej nie pasowało. Pokręciła głową z dezaprobatą, odwróciła ją w kierunku ukochanej Klausa, i napotkała jej badawcze spojrzenie. Brunetka przyjrzała jej się uważnie, po czym wywróciła oczami. Uniosła dumnie głowę, oraz ruszyła w kierunku niebieskookiej. Miała przejść obok blondynki, ale ta budząc się z osłupienia w porę zatrzymała ją, chwytając za nadgarstek. Po co ja ją zatrzymałam? - spytała się kiedy, jej towarzyszka zwróciła swoje oczy w jej stronę, i mimo ciepłej barwy tęczówek, niebieskooka widziała w nich chłód.
- Tak? - spytała uprzejmie, ale tylko z grzeczności. Uśmiechnęła się sztucznie, wyrywając rękę z jej uścisku. Wampirzyca zdziwiła się kiedy ta bez żadnych przeszkód wyswobodziła się z uchwytu, gdyż ta użyła swojej wampirzej siły. Zamrugała kilkakrotnie i lekko potrząsnęła głową, wywołując delikatną burze złotych loków.
- Ja, przepraszam.. - Nie wiedziała co powiedzieć, a brunetka spojrzała na nią, teatralnie ruszając głową, w geście zniecierpliwienia - Pomyliłam z kimś Panią - wybełkotała zakłopotana, używając najgłupszej wymówki jaką znała. "Pani" westchnęła kręcąc z politowaniem głową. Bez słowa i zbędnych rzeczy, obróciła się idąc w swoją stronę. Dziewczyna stała tam jeszcze chwilę, patrząc w miejsce w, którym przed chwilą stała Nastolatka z Niebieskim Pasemkiem, po czym wróciła do zajęcia sprzed przybycia nieznajomej.


Obserwatorzy