czwartek, 12 marca 2015

Liebster Blog Awards

DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA VASSILENIE Z BLOGA Abattage

Pies czy kot?
Pies, bo jest lojalny.
Miejsce, w którym chciałabyś/chciałbyś zamieszkać?
Chatka w lesie, najlepiej.
Ulubiony pairing?
Arrow - Olicity (Oliver/Felicity)
The Flash - Iris/Barry
Reign - Kennash (Bash/Kenna)
The Vampire Diaries - Kennett, Kalijah, Klaroline.
The Originals - Kolvina (Kol/Davina)
Jesteś milionerką/em, na co byś wydał kasę?
Nie wiem, właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale myślę, że pomogłabym mamie i przyjaciółce.
Może... Jakiś przyszły zawód?
Pisarka, policjantka, lub bezrobotna. Myślałam tez nad byciem bibliotekarką.
Ulubiona piosenka?
The Script - Hall of Fame
The Script - Flares
Glee - Pretending
Hurts - Unspoken
Ed Sheeren - Give me love
Linkin Park - Numb Encore
Kelly Clarkson - Heartbeat Song
Simon Curtis - Super Psycho Love
Fall Out Boy - Centuries
Nie mogłam się zdecydować :D
Ulubiona książka?
Aktualnie nie mam, ale spodobała mi się szczególnie seria Krąg.
Ulubiony przedmiot w szkole?
Plastyka, Religia, Angielski.
Ulubiona dyscyplina sportowa?
Bieganie
Najbardziej wzruszająca piosenka?
Michael Ortega. On po prostu sprawił, że się popłakałam

NOMINUJE:
1. Wystarczyło jedno spojrzenie.
2.It's time to stop being a victim.

PYTANIA:
1. Ulubiony kolor i dlaczego akurat ten?
2. Skąd czerpiesz pomysły?
3.Czy miałaś kiedyś chwilę, kiedy chciałaś wszystko zakończyć, ale coś cię powstrzymało?
4. Lubisz biżuterię? Jeśli tak, jaką? Jeśli nie, to dlaczego?
5. Wymarzony bodyguard?
6. Pięć najprzystojniejszych według Ciebie chłopaków?
7. Ulubione imię żeńskie i męskie?
8. Do jakich fandomów należysz?
9. Paring, który szczególnie shippujesz?
10. Co sądzisz o Pięćdziesięciu Twarzach Grey'a?

sobota, 7 marca 2015

Rozdział Dwudziesty Szósty

/1404r, Tereny przyszłego Salem/
- Nie możesz prosić mnie, żebym uciekła! - krzyknęła szatynka, stojąc naprzeciwko brunetki, która ze złością huknęła książką o stół. Spojrzała na nią z wyrazem gniewu, jednak nadal stała ze stoickim spokojem.
- Masz rację, nie mogę - przyznała, lekko podwyższonym głosem. Szatynka zmrużyła oczy i uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła jej intensywny wzrok, jakby czegoś próbowała. Po chwili zaprzestała swojej czynności i spojrzała na nią z niedowierzaniem. - Co zrobiłaś? - cofnęła się o krok.
- Nie możesz mnie zahipnotyzować, siostrzyczko - uśmiechnęła się, czując jak jej własny gniew dodaje jej energii, którą wyraźnie odczuła kobieta naprzeciwko, patrząc na nią.
- Próbuję ci pomóc! - syknęła ostrzegawczo, na co druga kobieta uniosła wysoko brwi - Moja droga, jestem od ciebie starsza i...
- O pięć minut - przerwała jej ostro - Ale masz rację, Eletriss - wyznała.
- Linlie... - zaczęła przerażona, cofając się i wpadając na stół.
- James jest moim mężem i kocham go - oznajmiła - Nie ucieknę BEZ niego, ucieknę Z nim, a ty nie możesz nic na to poradzić- oświadczyła twardo, ale kiedy odwracając się zauważyła, że jej siostra za nią podąża, wygięła lekko dłoń, sprawiając, że kobieta upadła na kolana.
- Lin...lie - wykrztusiła, patrząc na nią z zauważalnym błaganiem - Nie możesz...zabiją...
- Eletriss, jest coś czego ty nigdy nie zrozumiesz - odpowiedziała jej siostra, nie odwracając się do niej - W tych czasach, miłość jest jedynym powodem do ucieczki. - oznajmiła, wychodząc z chatki i zostawiając nieprzytomną kobietę na podłodze.

*

- Co robisz? - zapytała, kiedy stanął na jej drodze do drzwi. Spojrzał na nią jak na idiotkę, po czym skrzyżował ręce na klatce.
- A co ty robisz? - zapytał, kiedy chciała dotknąć klamki. Wszedł pomiędzy nią, a drzwiami, nie zważając na jej głośne protesty.
- No wiesz, chyba wolno mi wejść do łazienki, nie? - powiedziała z przekąsem, twardo patrząc mu w oczy. Kol jakby rozważał jej zdanie, po chwili dochodząc do wniosku, że nie może jej przecież zabronić wyjść z tego pokoju. Co jak co, ale więźniem to ona zdecydowanie nie była. Odsunął się od drzwi, na znak tego, że może spokojnie wyjść.
Dziewczyna zrobiła to bez wahania, doskonale wiedząc, gdzie znajduje się toaleta, której właściwie nie potrzebowała. Godziny obmyślała plan ucieczki, w końcu wymyślając jeden, łatwy do zrealizowania. Kilka opierało się na skręceniu Mikaelson'owi karku, kilku na proszeniu go o zostawienie jej w spokoju, żaden jednak nie wydawał jej się dobry. Stanęło więc na ucieczce.
Weszła do elegancko urządzonej łazienki, zauważając od razu okno. Wiedząc, że wampir może ją bez problemu usłyszeć, w myślach powiedziała zaklęcie, które wyciszy każdy dźwięk w tym pomieszczeniu. Nie sądziła, że akurat to zaklęcie kiedykolwiek jej się przyda. Jak widać, sprawa z Esther jakoś się przydała.
Po rzuceniu zaklęcia, jak najszybciej otworzyła okno i z ulgą stwierdziła, że nie jest aż tak wysoko. Dobrze, że poszła do toalety, która znajdowała się na dole, a nie do tej na pierwszym piętrze. Wspięła się na parapet, biorąc głęboki wdech. Po chwili wyskoczyła z okna, upadając na trawę i sycząc lekko z bólu. Wstała, otrzepując sukienkę z rozglądając się, natychmiastowo słysząc jakiś  dźwięk za sobą.
Przerażona, pomyślała, że może Kol postanowił wyjść na chwilę na dwór, kiedy jednak odwróciła się, a głos zamarł jej w gardle.
- Mikael - wykrztusiła kiedy odzyskała na chwilę głos. Chciała krzyczeć, kiedy jednak poczuła jego rękę na swoich ustach. Wyrywała się, ale w chwili kiedy umieściła swoją rękę, na jego ramieniu, chcąc odepchnąć jego dłoń, poczuła znajomy zapach. Po chwili, jedne co widziała to ciemność i przerażające zimno.

*

 - Elijah! - zaraz, kiedy pojawił się w progu, Klaus zawołał swojego brata. Wściekły omal nie wyrwał drzwi. Jego brat, razem z siostrą pojawili się w holu, nie wiedząc jaka jest przyczyna, aż tak wielkiego wybuchu ich przyrodniego brata, który wydawał się chcieć ich zabić, choćby wzrokiem.
- Niklaus, może trochę spokojniej? - zasugerował, jak zwykle opanowany w takich sytuacjach, chociaż nadal martwił się o Hayley o dziecko.
- Właśnie - zgodziła się Rebekah - Nasz brat, przyprowadził dziewczynę, po raz pierwszy od tysięcy lat, naszym obowiązkiem jako rodziny jest nieodstraszenie jej - powiedziała, chociaż nie widziała w Bennett nic wyjątkowego, to wiedziała, że ma rację. Ona jako pierwsza zauważyła, że Kol tylko szuka wymówki, żeby znaleźć się jak najbliżej Bonnie.
- Mam to gdzieś - mruknął rozdrażniony ich postawą - Hayley nie jest w ciąży. Nie ze mną przynajmniej - warknął na nich. Oboje rodzeństwa przestało się uśmiechać i stanęło jak wryte na tą wiadomość.
Jako pierwsza z szoku i niemałej złości, że dali się tak wrobić, obudziła się Rebekah patrząc na niego.
- To dlaczego jesteś tak wnerwiony? - zapytała nie rozumiejąc jego gniewu - Powinieneś się cieszyć, w końcu tylko czekałeś na taką okazję - powiedziała wściekła, znowu pozwalając ponieść się emocjom.
- Wszystko byłoby dobrze - powiedział powoli - Gdyby nie to, że jest w ciąży z Tyler'em i... - urwał. Elijah zmarszczył brwi, na chwilę zapominając o zdradzie Hayley, dziewczyny, która według niego zawsze była szczera. Postanowił się nią już więcej nie przejmować. Uciekła z ich życia. Nie było nic pomiędzy. Teraz musiał zająć się swoją rodziną, a nie ścigać kogoś, kto nie jest tego wart. Skierował wzrok na wściekłego brata, zauważając jego zmianę. Było coś czego im nie mówił.
- I... - dopytywała Bekah, również widząc zmianę w jego twarzy. Jeszcze nigdy nie był na kogoś tak wściekły. Oczywiście był porywczy, często się wściekał i Rebekah rozumiała fakt, że Hayley go okłamała i, że jest w ciąży z największym wrogiem jej brata, ale to nadal był większy gniew niż kiedy Klaus dowiedział się, że Rebekah chciała się go pozbyć. Ten gniew był spowodowany nie ciążą, ale czymś innym.
- Zdradził Caroline - oznajmił w końcu - Zranił ją i przespał się z tą kłamliwą wywłoką! - warknął, czując, że ma ochotę w coś uderzyć, zabić kogoś lub coś pomiędzy tym.
- Więc o to chodzi - powiedziała rozumiejąc, w końcu o co chodzi - Jesteś wkurzony, bo zranił Caroline, nie dlatego, że jest z Hayley - powiedziała. Klaus pokręcił głową.
- Niklaus... - zaczął niepewnie, widząc, że na chwilę Klaus się zawahał, po czym zorientował się, że podejmuje jakąś decyzję.
- Muszę go znaleźć - oznajmił, po chwili przypominając sobie słowa Rebekhi - Kogo Kol przyprowadził? - Klaus uspokoił się, choć w środku nadal gotował się od gniewu. Nigdy nie był w tym dobry, ale teraz musiał,
- Bon... - nie zdążył dokończyć, bo do domu wparował Stefan, w dokładnie tej samej chwili co Kol, który zszedł ze schodów. - Stało się coś? - zapytała, przerażonego brata. Dotarło do niej, że Kol nie jest tym samym Kol'em, z którym się bawiła w dzieciństwie, on też się zmienił. Zupełnie tak samo jak Nick.
- Bonnie zniknęła - powiedział szybko, kierując wzrok na Salvatore'a, który zmierzył wzrokiem całą rodzinę.
- Gdzie jest Caroline, Klaus? - warknął, pochodząc do niego, na co on zamarzł. Robiło się coraz to gorzej.
- Co? - zapytał, zapominając o całej złości, teraz był zaniepokojony. Ostatni raz kiedy widział Care, ona siedziała w kawiarni, do której ją zresztą zaprosił, a potem zniknął.
- Nie odbiera moich telefonów - syknął, po chwili patrząc na najmłodszego Mikaelson'a. - Gdzie Bonnie? - zapytał, chcąc jak najszybciej znaleźć przyjaciółkę.
- Zniknęła - powiedział głośno, na tyle, na ile go było stać, w tej chwili. Wszyscy na siebie spojrzeli, nic już nie rozumiejąc.

*

- Au! - syknęła niewyraźnie Caroline, powoli się budząc. Ostatnią rzeczą jaką pamiętała, było wyjście z kawiarni, w której zostawił ją Klaus. Później była sama ciemność, po tym dziwne i nieprzyjemne zimno. Bonnie zaalarmowana tym, że jej przyjaciółka się obudziła, zaczęła mówić.
- Hej! Żyjesz? - zapytała, próbując chociaż trochę samą siebie pocieszyć. Forbes odwróciła głowę w jej stronę, zdezorientowana. Chciała wstać, ale zauważyła, że coś boleśnie, wrzyna jej się w nadgarstki. Spojrzała na swoje ręce, a raczej chciała, bo najwyraźniej miała skute ręce z tyłu, a ona sama siedziała pod rurą.
- Egr... tak - spróbowała się wyszarpać, jednak jej to nie wyszło. Była za bardzo osłabiona na takie rzeczy. - Co się stało, dlaczego tu jesteśmy? - zaczęła ją wypytywać, zauważając, że Bonnie była w tej samej pozycji,co ona. 
- Mikael nas porwał - oznajmiła zmęczonym głosem - Najwidoczniej jesteśmy bardzo cenne - zażartowała, po czym zakaszlnęła. Caroline w jednej chwili poczuła krew.
- Bonnie? Jesteś ranna? - zapytała spanikowana, nie wiedząc co się stało.
- Trochę - oznajmiła - Można powiedzieć, że straciłam trochę krwi - powiedziała, ale można powiedzieć, że był to drugi raz, kiedy się tak czuła. Ostatni raz był, kiedy została porwana przez Sage i Finn'a. 
- Czy Mikael nie powinien być martwy? - zapytała Caroline, opierając zrezygnowana głowę o rurę, przy której siedziała.
- Caroline, teoretycznie jest martwy - powiedziała powoli - Ale tak. Powinien siedzieć po drugiej stronie.
- To dlaczego jest tutaj? - zapytała, ale za nim Bonnie odpowiedziała, drzwi otworzyły się, a obie dziewczyny umilkły widząc, kto wszedł do absurdalnie zimnego miejsca, które przyprawiało je o ciarki. 
- Wasza koleżanka, Davina postanowiła mnie przywrócić do życia- odpowiedział za dziewczynę Mikael, stojąc nad nimi. Caroline prychnęła.
- Dlaczego miałaby to zrobić dla takiego potwora, jak ty? - za nim zdążyła pomyśleć, pożałowała swoich słów. Mikael ukucnął koło niej i chwycił boleśnie jej podbródek.
- Zostaw ją! - krzyknęła ostatkiem sił Bennett, mierząc go wzrokiem. Mikael spojrzał na obie dziewczyny ze wstrętem, ale lekkim podziwem. 
- Muszę przyznać, ze Niklaus i Kol zawsze mieli słabość do walecznych kobiet - oznajmił, odtrącając jej głowę. Obie i Caroline i Bonnie nie zgadzały się z jego opinią. Niby dlaczego miałby to zrobić? 
- Czego do nas chcesz? - warknęła Caroline, widząc, że Bon nie ma już siły na nic. Ledwo utrzymywała się przy świadomości, pewnie miała ochotę odpłynąć i zamknąć oczy.
- Czy to nie oczywiste? - odezwał się głos w ciemności, zwracając ich uwagę. - Jesteśmy przynętą dla Mikaelson'ów odkąd się w was zakochali - ten jad w głosie. Bonnie poznałaby go wszędzie.
- Katherine? - zapytała, a dziewczyna się zaśmiała.
- Miło, że w końcu, mnie zauważyłyście - powiedziała z przekąsem. 
- Już wolałabym umrzeć - mruknęła do siebie Caroline, zaraz kiedy Mikael wyszedł z tego pomieszczenia. 

*
Pewnym krokiem weszłam do znanego mi miejsca, które opuściłam. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że Marcel razem z Linlie i tym drugim musieli  zostać w środku budynku. Jednak coś mi nie pasowało.
Ostatnim razem, kiedy tu byłam, razem z nimi był Nathan, co by oznaczało, że jednak w czasie, kiedy Kylie umarła nie zwariowałam. On tam był i bezczelnie mnie obserwował, przez cały ten czas. W jednej chwili wszystko do mnie docierało. Kto zabił Kylie i tego chłopaka. Kto chciał mnie zabić. Kto chciał bym pomyślała sobie, że zwariowałam. Wszystko sprowadzało się do jednej osoby, która powinna pozostać martwa.
Widziałam jak umiera i o ile mi wiadomo, ludzie tak po prostu sobie nie zmartwychwstają. Nic nie trzymało się kupy w tej chwili.
Potrząsnęłam głową zbyt zmieszana by teraz nad tym myśleć. Wszystko szło źle. Powinnam nic nie czuć. Być na to wszystko obojętna, na niego. A zamiast tego, czułam w sercu pewien ucisk, który chciałam usunąć. Usunąć jego z mojego życia. Najwyraźniej było to niemożliwe, bo kilka chwil później, on nagle stanął mi prosto przed nosem. Uniosłam jedną brew do góry, patrząc na niego z politowaniem.
- Ty - sapnęłam zrezygnowana, wypuszczając powietrze z płuc, które jak się okazało wstrzymywałam. Nathan uśmiechnął się w ten swój sposób, który powinien według niego coś mi zrobić.
- Ja - powiedział z łobuzerskim uśmiechem i rękami skrzyżowanymi na piersi. Pokręciłam głową na jego stare nawyki. On się nigdy nie zmieni.
- Jakim cudem żyjesz? - zapytałam prosto z mostu widząc, że zmarszczył czoło patrząc na mnie dziwnie, jakbym nie wiadomo co właśnie powiedziała.
- Dzięki tobie? - zapytał bardziej niż odpowiedział, na co ja go wyśmiałam, energicznie kręcąc głową. Czyli jednak skręcenie karku mogło mu zaszkodzić. Kiedy wreszcie przestałam się śmiać, zobaczyłam, że lustruje mnie wzrokiem.
- Koniec żartów - powiedziałam poważnie, przestając się nawet uśmiechać - Jakim cudem żyjesz? - powtórzyłam pytanie, tym razem akcentując je by mógł je zrozumieć. Nathan na chwile zawiesił na mnie wzrok, jakby nagle sobie coś uświadamiając.
- Nie pamiętasz? - rozplątał ręce, które miał skrzyżowane i spojrzał mi w oczy - Zablokowałaś te wspomnienia, prawda? Nie chciałaś tego pamiętać. - stwierdził.
- Co?! Niczego nie blokowałam! - oburzyłam się, zakładając ręce pod biustem - Coś ci się przewidziało i teraz masz majaki. Zapytam jeszcze raz - powiedziałam wściekła - Jakim.Cudem.Żyjesz?
- Jest tylko jeden sposób żeby się dowiedzieć - uśmiechnął się do siebie, po czym zjechał oczami na moje usta. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego wyczekująco, kiedy ten się do mnie przysunął o krok, ja się odsunęłam.
- Co robisz? - zapytałam, kiedy zauważyłam jak na mnie patrzy.
- Potraktuj to jako bajkę, dobrze? Ty będziesz śpiącą królewną, a ja księciem - oznajmił, a ja znowu uniosłam jedną brew do góry, nie rozumiejąc.
- Kiedy śpiąca królewna zapadła w sen, a nie wyłączyła uczucia - powiedziałam - Już lepiej by było z piękną i bestią.
- Więc stworzymy nową bajkę, przywracającą ci wspomnienia - powiedział po chwili namysłu.
- C...? - w jednej chwili znalazła się przy mnie i wbił się w moje usta, trzymając mnie mocno w talii i przyciągając do siebie. Zaskoczona zamarłam, po kilku minutach czując się jak ode mnie odrywa i patrzy na mnie wyczekująco. Nagle wszystko zrobiło się mgliste, a przed oczami powoli migaly mi pojedyncze sceny.

- Co ty robisz? - zapytał zdziwiony, ledwo przytomny, jednak na tyle by móc zobaczyć, że nad czymś się zastanawiam. Spojrzałam w końcu na niego przepraszająco.
- Wiem, że mnie za to znienawidzisz - wyszeptałam, po czym nagryzłam nadgarstek i już przystawiałam mu go do ust, kiedy ostatkiem sił mnie zatrzymał.
- Nie - powiedział - Nie wolno ci - mówił szybko.

Zaczęłam szybciej oddychać, wszystko wokół mnie wirowało. Nathan patrzył na mnie, ale ja nie mogłam go zobaczyć. Wszystko było takie zamglone...

- Zginiesz - powiedziałam bezsilna, na co potrząsnął głową i błagalnie na mnie popatrzył. Wzięłam wdech i wydech, po czym spojrzałam na niego bez emocji. Pewnie myślał, że się rozmyśliłam, albo, że pozwolę mu umrzeć.
- Wolę zginąć niż być wampirem - powiedział z obrzydzeniem, na co się słabo uśmiechnęłam. Ponownie nagryzłam nadgarstek i szybko przystawiłam mu go do ust. Szarpał się, wyrywał. W końcu upił odpowiednią ilość, więc zabrałam rękę.
- Przepraszam - wyszeptałam i jednym ruchem skręciłam zaskoczonemu chłopakowi kark.

Cofnęłam się o kilka kroków, wpadając na stół, którego lekko się garbiąc podtrzymywałam.

- Coś ty zrobiła? - warknął na mnie i próbował przygnieść do ściany. Jednym ruchem ręki, obezwładniłam go i sama popchnęłam go na mur. Nawet, jako wampir nie miał ze mną najmniejszych szans.
- Uratowałam ci życie - syknęłam, po czym spojrzałam w jego oczy. - Nie ma innego wyjścia.

Wytrzeszczyłam oczy. Uratowałam go - pomyślałam roztrzęsiona.

- Stałeś w ciemnym zaułku - mówiłam prosto w jego oczy, które nie wyrażały zupełnie nic - Ktoś zaszedł cię od tyłu i nakarmił krwią, po czym skręcił kark. Upadłeś i straciłeś przytomność. Znalazłam cie martwego, ale nie mogłam znieść twojej straty. Nie wiesz kto cię przemienił, a ja myśląc, że nie żyjesz, uciekłam. Nienawidzisz mnie i nigdy więcej mnie nie zobaczyłeś - skończyłam i odsunęłam się. W chwili kiedy otworzył oczy, zniknęłam.

A potem zahipnotyzowałam, żeby nic nie pamiętał. Ale dlaczego ja nic nie pamiętałam?! I co najważniejsze, dlaczego on to pamięta, przecież moje hipnozy nie dało się przełamać.
- Co tu się dzieje? - usłyszałam, ale zupełnie jakbym była gdzieś pod wodą. Damski głos, który poznałam już wcześniej. Linlie.
- Faith była uparta, jak zwykle zresztą - oznajmił Nathan w chwili, kiedy ktoś do mnie podbiegł.
- Coś ty zrobił? - odezwał się męski głos za Nathan'em. Zmarszczyłam brwi, próbując się bardziej skupić.
- Przywróciłem jej wspomnienia - wzruszył ramionami, ale za nim ktokolwiek inny się odezwał, ja warknięciem zwróciłam na siebie uwagę. Najprawdopodobniej by mnie zignorowali, jednak tym razem tego nie zrobili, bo mój głos przypominał bardziej zwierzęcy głos.
- Jakbyście nie zauważyli, macie tu wygłodniałą hybrydę z wyłączonym człowieczeństwem - warknęłam na nich, podnosząc głowę - Tak tylko mówię - uśmiechnęłam się z przekąsem, wstając równo, chociaż nadal się chwiejąc.
- Myślałem, że teraz rzucisz mi się w ramiona - powiedział zdziwiony Nathan, kiedy skręciłam Marcel'owi kark i spojrzałam po wszystkich.
- Wiesz, co robiłam w czasach średniowiecza z książętami? - zapytała zachrypniętym głosem - Zjadałam ich.
- Mieliśmy rozmawiać o tobie i mnie, a nie o twojej diecie, Woodhope - oznajmił, posyłając znaczące spojrzenie w kierunku spokojnej Linlie.
- Nie obchodzisz mnie, Black - oznajmiłam, za nim się odwróciłam - I nigdy nie będziesz - warknęłam i w jednej chwili ktoś odrzucił mnie o przeciwległą ścianę. Jęknęłam, widząc w ścianie pęknięcie. Mruknęłam coś pod nosem, w jednej chwili wstając i ze zdziwieniem patrząc na osobę przede mną.
- Sarah?

*

- Sądziłam, że wyjechałaś z miasta - stwierdziła Katherine, jakimś cudem siedząc koło nich. Caroline pokręciła głową, czując, że dziewczyna coraz bardziej ją irytuje i im dłużej tam siedziały, tym bardziej Forbes miała ochotę ją zabić.
- Dlaczego miałabym to zrobić? - syknęła, jeszcze raz próbując uwolnić swoje ręce, jednak i to poszło na marne, a Care jęknęła z bólu, kiedy jej cierpienie się jeszcze powiększyło. Petrova ciężko westchnęła na jej starania. 
- No wiesz - zrobiła dzióbek, jakby się nad tym zastanawiała. - Kiedy dowiedziałaś się o ciąży mamuśki, musiałaś się nieźle wkurzyć. 
- Jakiej ciąży? Kogo? - Caroline chociaż raz przestała się szarpać i spojrzała podejrzliwie na wampirzyce, która uśmiechnęła się z triumfem.
- Hayley jest w ciąży - powiedziała z udawanym zdziwieniem, że Care o tym nie wie - Z Klaus'em - zaakcentowała. Przez chwile panowała grobowa cisza, z którą Caroline coraz to boleśniej zdawała sobie sprawę z nowych rzeczy. Musiała przyznać, że nie wiedziała, że to będzie aż tak boleć. Chociaż wiedziała, że nie była z Klaus'em to dowiedzenie się prawdy, bolało ją jak zdrada. Ale nagle coś ją uderzyło. 
- Nie prawda - oznajmiła zamyślona, czując jak po policzkach spływają jej łzy. I nagle zdała sobie sprawę, że były to łzy szczęścia.
- Myślisz, że kłamię? - prychnęła z rozbawieniem - Rozumiem, że się kochacie i takie tam, ale on cię zdradził. Przyznaj to w końcu.
- Hayley jest w ciąży z Tyler'em - oznajmiła bardziej do siebie.
- Jesteś naturalną blondynką? - zapytała - Bo jeśli jesteś, to by wyjaśniało dlaczego zaprzeczasz prawdzie - mruknęła.
- Nie, nie rozumiesz - oznajmiła, spoglądając na nią - Jeszcze za nim Klaus mnie zostawił w kawiarni, pytał mi się, dlaczego nie jestem z Tyler'em...
- Co to ma do ciąży? - zapytała przerywając mi ze znużeniem. Nudziła ją ta cała gadka o uczuciach, tym bardziej z Caroline, która wydawała się być uradowana jakimś faktem. 
- Tyler mnie zdradził - oznajmiła, nagle ciesząc się, że to zrobił.
- Wow, cieszysz się, że cie zdradził - powiedziała z udawanym podziwem - Przyznaj się, że mocno uderzyli cię w głowę.
- Dziewięć miesięcy temu! - wykrzyknęła z radością, na co Pierce pokręciła z politowaniem głową - z Hayley. Czyli ona jest w ciąży z nim.
Dla Katherine musiało minąć trochę czasu za nim zdała sobie sprawę, z sensu jej słów. Westchnęła i oparła głowę o rurę. 
- Może masz rację - oznajmiła, nie mając siły na kolejne kłótnie. 

*

- Czyli co? - rozpoczęła rozmowę Rebekah siedząc z braćmi i swoim chłopakiem w salonie. Kol jako jedyny z nich postanowił się wcale odzywać. Pochylił głowę, którą schował w dłoniach i jedynie jego rodzeństwo zdziwiło się na jego reakcję. Każdy z jego rodziny wiedział, że Kol Mikaelson jeszcze nigdy nie przejął się czyimś losem tak bardzo, jak w tej chwili. - Wszystkie trzy zniknęły? Od tak?
Nikt się nie odezwał. Wszyscy w milczeniu zajęci byli swoimi myślami. Klaus tępo patrzył przed siebie, planując już zemstę na tym, kto porwał Caroline. JEGO Caroline. Nie potrafił nawet sobie wyobrazić życia bez niej i w tym nieoczekiwanym momencie trafiło do niego, że nie ważne co miałby zrobić, odzyska ją.
O tym samym myślał także Stefan, poważnie martwiąc się o przyjaciółkę, która tak wiele razy mu pomagała.
Elijah nie martwił się o Katherine aż tak jak jego bracia o pannę Bennett i Forbes. Wiedział, że jego była dziewczyna była w o wiele gorszych sytuacjach i, że na pewno nic jej nie jest. A przynajmniej tak sobie wmawiał. Wiedział jako jedyny, że trzeba było zachować spokój i wymyślić jakiś plan.
- Ktoś je porwał - warknął na siostrę Klaus, wstając i zaczynając chodzić w tą i z powrotem, dotykając jedną ręką czoła i masując je. Salvatore podniósł na niego wzrok.
- Skąd niby mamy wiedzieć kto? - zapytał bezradny. Mikaelson gwałtownie stanął w miejscu i spojrzał po wszystkich, którzy skierowali na niego wzrok.
- Znam kogoś, kto nam pomoże - oznajmił z cwanym uśmieszkiem, a wszyscy wlepili w niego wzrok.

*
___________________________________________________
Miałam zmienić szablon, odmienić zakładkę bohaterowi i nie zrobiłam niczego i dlatego z góry przepraszam. A Wy co myślicie? Zmienić szablon, czy zostać przy tym co jest teraz? No i co myślicie o rozdziale? Muszę Wam z góry powiedzieć, że nie mam pojęcia kiedy pojawi się nowy :(

Obserwatorzy