niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział Trzydziesty Drugi

Kiedy mówił, że będziemy musieli przygotować się na śnieżycę, nie miałam pojęcia, że mówił na serio. Ale jak się okazało był całkiem poważny.
- Mogłabyś przestać się na mnie gapić jakbyś zaraz miała mnie zabić? - spytał zirytowany siadając pod skalną ścianą. Oparta o przeciwległą skałę wywróciłam oczami, po czym uśmiechnęłam się diabelsko, na co on się skrzywił.
- A skąd wiesz, że tego nie zrobię? - zapytałam niewinnie, trzepocząc rzęsami.
Spoważniał i przełknął ślinę, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Bo...
- Też znam drogę do świątyni - przerwałam mu łagodnie.
- Mam...
- Mapę w plecaku.
- Kochasz mnie - oznajmił w końcu z determinacją, a ja rzuciłam mu spojrzenie mówiące "serio?".
- Kocha to się dzieci - zacytowałam Czarną Wdowę.
Przechylił głowę i parsknął.
- Nie wiedziałem, że jesteś fanką Marvela - stwierdził i popatrzył na mnie.
- Ja nie - odparłam swobodnie - Kylie była. No wiesz, ta dziewczyna którą zabiłeś, a później przesłałeś mi pozdrowienia - przypomniałam z jadem.
Nathan nagle wstał i uniósł dłoń, jednak kiedy otworzył usta żadne słowo z nich nie wyszło. Zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem i prychnęłam. Obiecałam Kylie, że ją pomszczę i zabiję tego kto ją zabił. I nie mam zamiaru złamać tej obietnicy.
- Wypełniałem rozkazy - wydusił w końcu.
Zatrzymałam na nim wzrok, po czym podeszłam do niego, ale za nim cokolwiek odpowiedziałam spojrzałam na zewnątrz jaskini w której się znajdowaliśmy.
- A teraz? - spytałam z przekąsem, po czym chwyciłam plecak i wyszłam z naszej kryjówki, zostawiając go tam.

*

Bonnie stała koło Kol'a, kiedy Dean zjawił się w parku. Podszedł do niej, a wampir odsunął się widząc, że nie jest potrzebny. Winchester spojrzał na ciało swojego brata, po czym z bólem spojrzał dziewczynie w oczy.
- Dlaczego nie żyje? - spytał chwytając ją za ramiona, zmuszając żeby podniosła na niego wzrok, bo tylko wtedy wiedział, że nie kłamie.
- On był szalony, Dean - powiedziała żałośnie - Powiedział, że nadal jestem jego dziewczyną.
- Zezłościłaś się?
- Byłam wściekła, nie wiedziałam co robię - kręciła głową - Przysięgam Dean, nie chciałam żeby tak wyszło. Tak bardzo przepraszam...
- Bonnie - przerwał jej, a ona spuściła wzrok. Jak mógłby być tak spokojny, skoro zabiła jego własne rodzeństwo, jego rodzinę? - Sam zwariował, wierzę ci, że nie chciałaś mu nic zrobić. Jesteś na to za dobra.
- Nie jesteś zły - to nie było pytanie, raczej stwierdzenie.
Chłopak pokręcił głową ze słabym uśmiechem.
- Kochałem go - przyznał po chwili, a Bennett przełknęła ślinę - Ale wiedziałem, że Sammy długo tak nie pociągnie. Był na skraju szaleństwa, nie był moim bratem. 
- Ale go zabiłam! - powiedziała głośno, ale on potrząsnął głowa i chwycił jej twarz w obie dłonie, w czasie kiedy Kol zaczął się niezręcznie wiercić i nie mógł odkleić od dziewczyny wzorku, która stała jak dla niego, zbyt blisko łowcy.
- Bon-Bon, nie zadręczaj się, okay? - poprosił, ale ona potrząsnęła bezradnie głową chwytając go za ramiona.
- Ale Dean, mogłabym...
- Nie - przerwał jej stanowczo, wiedząc dokładnie o co jej chodzi - On by tego nie chciał.
- Dean... - wyszeptała ze szklanymi oczami.
Po incydencie z Sam'em, to on okazał się dla niej największym wsparciem. W prawdzie rozmawiali tylko przez telefon, ale dodawało jej to trochę otuchy i sił. 
- Zabierz ją stąd - zwrócił się do Kol'a, który podniósł na niego wzrok - Zajmę się moim bratem.
- Przepraszam... - wyszeptała, kiedy on pocałował jej czoło i uśmiechnął się.
- Proszę, Bon-Bon - spojrzał na nią wzorkiem pełnym smutku - Nie obwiniaj się, są święta.
- Chodź Bennett - chwycił czarownicę za ramię i uśmiechnął się pod nosem, kiedy bez oporów się do niego przysunęła - Jestem pewien, że Bekah już na nas czeka - stwierdził i posłał Winchesterowi ostanie zimne spojrzenie, które chłopak ignorował, zbyt zajęty ciałem swojego brata.
Bonnie pokiwała głową i razem z nim odeszła. 

*

Świątynia do której weszliśmy była ogromna. Szczere mówiąc, Libra miała dosyć dziwny gust. Bardziej staroświecki, normalnie jakbym widziała chatkę Bree. Pokręciłam głową i kiedy przeszliśmy przez kolejny skręt, Nathan przycisnął mnie do ściany i ręką zatkał usta. Już kiedy miałam na niego nakrzyczeć i przy okazji spalić naszą przykrywkę, usłyszałam jak ktoś przechodzi obok, ale nas nie widzi. Odetchnęłam z ulgą, kiedy Nathan się ode mnie odsunął.
- Wystarczyło małe ostrzeżenie - mruknęłam pod nosem, kiedy kontynuowaliśmy. 
Nathan spojrzał na mnie, po czym przed siebie. Widocznie nie miał ochoty na kłótnie, jednak kiedy przeszliśmy do pomieszczenia, które wyglądało jak sala tronowa, zatkało nas i stanęliśmy jak wryci na widok jaki zastaliśmy. 
- Witaj Faith - przywitała się kobieta z pustym wzorkiem, sztucznym uśmiechem i ciemnymi włosami, dokładnie takimi jakie mam ja. 
Przejechałam po niej wzrokiem, po czym cofnęłam się o krok. Była ubrana w dosyć ozdobne ubrania. Niebieską suknie z satyny, a na głowie miała diadem. Potrząsnęłam głową, tak samo zrobił Black. Zerknęłam na mężczyznę obok niej. Przynajmniej znaleźliśmy szefa.
- Co jej zrobiłeś? - spytał przez zaciśnięte żeby Nathan, przechodząc przede mnie i zasłaniając mnie swoim ciałem, na co ja mentalnie wywróciłam oczami. 
- Wierzę, że najwłaściwszą odpowiedzią było by: wyprałem jej mózg - stwierdził z obłąkanym uśmiechem i strasznym śmiechem.
- A mówią, że Klaus to psychopata - stwierdziłam i wyszłam zza chłopaka, stając oko w oko z mężczyzną.
- Nie jesteś wściekła - stwierdził, a ja wzruszyłam ramionami - Zrobiłem z twojej matki służącą, a ty nawet nie mrugnęłaś na to okiem. 
- Nie jest moją matka - oznajmiłam twardym głosem - Nie jest moją rodziną. 
- Więc kto jest? - spytał z pogardliwym uśmiechem.
- Marcel Gerard - oznajmiłam dumnie, nie zrażając się nawet kiedy mężczyzna wybuchł śmiechem. Wszystko szło zgodnie z planem.
- Wybacz, Woodhope - odezwał się, kiedy Nathan spojrzał na mnie podejrzliwie - Myślałem, że żartowałaś.
- Nie, ja nie - uśmiechnęłam się szeroko, sięgając do kieszeni kurtki - Jestem zawsze poważna.
Zaraz kiedy to wypowiedziałam, wyjęłam woreczek z proszkiem i zdmuchnęłam go sprawiając, że rozsypał się wokół niego w krąg.
Przestał się uśmiechać i spojrzał na mnie zimnym wzrokiem, na który ja uniosłam do góry brwi, po czym zerknęłam na moją matkę. Czy on na serio myślał, że nabiorę się na ten dziecinny akt? Przecież gołym okiem było widać, że Eletriss udawała.
- Jesteś zaskakująco bystra - na jej twarzy pojawił się grymas, jakby nie była z tego wcale zadowolona - Nie sądziłam, że się zorientujesz...
- O tym, że jesteś zdzirą czy o tym, że w szkole aktorskiej nie miałabyś szans? - spytałam ze złośliwym uśmiechem.
- Nie waż się tak do mnie mówić - warknęła, a jej oczy zabłyszczały.
- Jesteś Pustynnym Wilkiem, prawda? - spytałam z prychnięciem i pokręceniem głową - Wykorzystałaś Katie Temple do swoich własnych celów.
- Urwał mi się z nią kontakt - stwierdziła ze zmarszczonym czołem, na co ja westchnęłam.
- To pewnie dlatego, że ją zabiłam - wzruszyłam ramionami.
Nathan wymienił ze mną spojrzenie, po czym zwrócił się do kobiety przede mną.
- Gdzie Leonardo? - spytał ostro.
Szef zaśmiał się drwiąco.
- Tam, gdzie zaraz wy.
Tak jak myślałam, straciłam przytomność. Ale mimo to, wszystko nadal szło zgodnie z planem.

*
- Część planu, huh? - warknął na mnie Black, a ja wywróciłam oczami, opierając głowę o ścianę i patrząc tępo w sufit, umyślnie go ignorując i jego komentarze, które prawdę mówiąc były całkiem głupie - Leo, weź jej coś powiedz - zwrócił się do mężczyzny, który tylko pokręcił głową. 
- Coś - odparł, a ja zachichotałam, kiedy Nathan spiorunował go wzrokiem.
- Jesteście przeciwko mnie - stwierdził, a ja prychnęłam razem z Leonardo, który po tym zakaszlał, sprawiając, że zmarszczyłam brwi. 
- Nic ci nie jest? - spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, a ja się skrzywiłam - Głupie pytanie. Przepraszam. 
- Nie szkodzi - westchnął ciężko, przysuwając się do mnie i siadając obok, nie zwracając zupełnie uwagi na Nathan'a, który patrzył na nas zdezorientowany, jakby całkowicie nie rozumiał co się dzieje.
- Przepraszam - powiedziałam w końcu, zwracając jego uwagę - Przeze mnie tutaj wylądowałeś.
- Teoretycznie, diminuta - zaczął - To wina Marcela, nie twoja i dobrze o tym wiesz.
- Skopiemy mu tyłek, co nie? - Leo zaśmiał się cicho - Ale serio. Zamierzam go tak zbić, że będzie żałował trzymania przede mną sekretów.
- Chciał cię chronić - stwierdził, ale ja potrząsnęłam głową.
- Libra ma moją matkę - zaczęłam z westchnięciem - Ten debil ze średniowiecza groził mojej rodzinie, a dupek naprzeciwko nas do nich należał. Libra zniszczyła moją rodzinę, zabiła ich.
- Nie wiesz, dlaczego twoja matka wstąpiła do Libry - stwierdził po chwili.
- Mam to gdzieś - oświadczyłam, moje oczy zaczęły się intensywnie świecić, sprawiając, że Nathan spojrzał na mnie zaskoczony - Zabili mi ojca i grozili Marcel'owi.
- Więc ty zabijesz ich - stwierdził powoli Nathan z niedowierzaniem - Wiesz, że jeśli nie zabijesz ich lidera, to nic ci to nie da.
- Kto powiedział, że go nie zabiję? - spytałam z szatańskim uśmiechem, na który Leonardo natychmiast się skrzywił.
- Zamierzasz wciągnąć mnie w ten plan, co nie?

*

- Jak...jak ty to zrobiłaś? - spytał Leonardo, na co ja wzruszyła ramionami, patrząc na ciało przede mną - Nie...To, to nawet nie jest możliwe!
Wywróciłam oczami, kiedy wzniósł ręce do góry i popatrzyłam na Nathan'a.
- Wszystko poszło zgodnie z planem - stwierdziłam ze wzruszeniem ramionami - Wystarczyło tylko trochę pyłu i tyle. Nie jestem nazywana jedną z najpotężniejszych hybryd bez powodu, Leo - powiedziałam, w czasie kiedy on wskazał na moją nieprzytomną matkę.
- Co z nią zrobisz? - spytał w końcu.
- Nic - wzruszyłam ramionami na jego pytanie - Lider nie żyje, reszta klanu się rozsypie po czasie. Nie mam tutaj nic - popatrzyłam na kobietę - A ona nigdy nie była moją matką.
Leonardo skinął głowa, akceptując moją odpowiedź, jednak Black prychnął.
- Wszystko miałaś zaplanowane, dopięte na ostatni guzik, co nie? - pokręcił głową - A ja się martwiłem, że ci się nie uda.
Zmarszczyłam czoło.
- Zrobiłam to, co musiałam - odparłam, po czym zerknęłam na nich z uśmiechem - Ale wydaje mi się, że powinniśmy wracać. Chciałabym spędzić te święta z Marcelem.
Obaj kiwnęli głowami.
No, przynajmniej było po wszystkim, prawda?

*

Na Marcela rzuciłam się dopiero kiedy uderzyłam go pięścią w twarz. Musiałam przyznać, że jego mina była po prostu bezcenna. Zaraz po tym go przytuliłam.
Nie wspominałam jednak co i jak się stało w świątyni. Nathan i Leonardo także zostawili to w przeszłości, a mimo ciągłych pytań Linlie i James'a, ja nie puściłam pary i po prostu ich zignorowałam.
Bo mimo wszystko, nie chciałam żeby wiedzieli. 
I tak mogło zostać na zawsze, stwierdziłam w duchu. 
Miałam tylko nadzieję, że tak pozostanie.

------------------------------------------------
Więc...Wyszło na to, że totalnie przestałam się rajcować Pamiętnikami Wampirów i tym podobnymi i wyszło jak wyszło, więc przepraszam. Epilog będzie krótki i zwięzły, bo naprawdę nie potrafię znaleźć w sobie siły na wymuszenie z siebie czegoś więcej. Transformers całkowicie mną zawładnęło i nawet nie mam pojęcia czy potrafiłabym napisać coś poza tym. 
Mimo to, pozdrawiam i dziękuję tym, którzy czytali tą historię bo wiele to dla mnie znaczy.
xxJulia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy