środa, 23 lipca 2014

Rozdział Czwarty

Następnego dnia, Bonnie szybko wstała, poszła pod prysznic, ubrała się i zjadła śniadanie. Wychodziła właśnie z pokoju, kiedy napotkała na swojej drodze Caroline. Spojrzała zdziwiona na zegarek, dochodziła siódma. Myślała, że blondynka jeszcze śpi, bo zwykle wstaje o ósmej. Zdezorientowana podeszła do przyjaciółki, która ubierała w pośpiechu kurtkę i brała komórkę.
- Gdzie tak pędzisz? - spytała, przyglądając się zdeterminowanej i lekko spiętej wampirzycy. Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na przyjaciółkę, uśmiechając się szeroko.
- Jadę do Stefana - odpowiedziała szybko, szukając kluczy do mieszkania.
- Po co? - dopytywała mulatka.
- Muszę z nim porozmawiać o tym co się wczoraj stało - powiedziała oddychając głośno z ulgą, gdy chwyciła kluczę. Podbiegła do drzwi, otworzyła je.
- Pa, nie wiem kiedy wrócę! - pożegnała się i już jej nie było. Czarownica westchnęła i po chwili zastanowienia postanowiła, że wybierze się na spacer, pozwiedzać miasto.

*

Caroline wsiadła do auta, wyjęła z kieszeni kluczyki i zapaliła silnik. Za nim jednak ruszyła,wyjęła z kurtki delikatnie pogniecioną karteczkę i odczytała adres. 

HOTEL STORYVILLE
1261 Esplanade Ave,
LA 70116

- No nie jest za daleko - pocieszała się blondynka, choć mimo wszystko nie uwierzyła sama sobie. - Najwyżej 17 minut chyba, że z moim szczęściem wpadnę na korek - mruknęła.
Blondynka ruszyła z pod kampusu i ruszyła w kierunku wskazanego hotelu. Wiedziała jednak, że prawdopodobnie się zgubi, bo nie znała tego miasta, więc włączyła GPS'a. 
Ech, mogłam go zaprosić do siebie - pomyślała kręcąc głową i włączając radio.

- Hej, Marcel! - przywitałam się ciepło, podchodząc do niego i kogoś z afro. Uśmiechnął się w odpowiedzi, mówiąc coś do mężczyzny.
- Dopilnuj by należycie ich ukarano - rozkazał. Kiedy podeszłam wampir, który miał zaraz odejść spojrzał na mnie wrogo, po czym posłał mojemu przyjacielowi pytające spojrzenie. Ciemnoskóry spojrzał na mnie, po czym na swojego kolegę.
- To Faith - przedstawił mnie murzynowi - Faith to jest Diego.
- Miło mi - odparłam zimno, lecz zaraz zostałam skarcona wzrokiem przez władcę miasta. Zignorowałam to, a Diego odszedł, odprowadzany wzrokiem. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. Wiedziałam już, że go nie lubię, ale patrząc na to co zaszło zgaduję, że będę musiała się zachowywać. Może Diego to bliski kumpel Marcela? Westchnęłam, po czym popatrzyłam na Gerarda, który patrzył na mnie w sposób jakbym coś zrobiła źle.
- Co? - spytałam niewinnie, na co on pokręcił z politowaniem głową, i zaczął iść do przodu - No co? - podążałam za nim, gestykulując rękami jakbym czegoś nie wiedziała.

*

 - Hayley, o czym ona mówiła? - zapytał brunet, siedzącą szatynkę, która coś czytała.
- Jackson, mówiłam już, że nie wiem - skłamała nie patrząc na niego. Miała dość jego ciągłego wypytywania o dziecko. Dobrze wiedziała, że to nie dziecko Mikaelsona, ale nie zamierzała się do tego przyznać. Jeśli by to zrobiła, to może być pewna, że albo ona zginie albo młody Lockwood. Z drugiej strony, nie wiedziała nawet skąd ta dziewczyna zna prawdę. Widziała jak przygniotła Jacksona, a później mówi, że wyczuła magią dziecko. Musiałaby być hybrydą, ale przecież jak? Już dawno ich nie było, a ostatnimi dwiema jest Tyler i Klaus. Odwróciła na chwilę wzrok od książki i zauważyła, że chłopak wyszedł. Uśmiechnęła się i powróciła do lektury.
*

Bonnie wędrowała ulicami, gdy natrafiła na jakiś klub. Zmarszczyła brwi i spojrzała na szyld. Rousseau - nic jej to nie mówiło. Zaciekawiona weszła i uderzył ją mocny zapach alkoholu. Nie przejęła się tym za bardzo, weszła wgłąb, usiadła przy pierwszym z brzegu stoliku. Jedna z barmanek przykuła jej uwagę. Czarnowłosa.
Zmrużyła oczy, postanowiła podejść bliżej. Wstała, podeszła do barku i zawołała dziewczynę.
- Co podać? - delikatnie krzyknęła by przekrzyczeć muzykę. 
- Szklankę bourbonu - zamówiła Bennett, czekając aż ta naleje trunek do naczynia, po czym zgrabnie podała go mulatce. Ta wykorzystała ta okazję i niby przypadkowo dotknęła jej dłoni. Teraz wiedziała, że ta druga tez to poczuła. Obie były czarownicami.
- Nowa? - spytała innym tonem, bardziej zimnym, ale nadal trochę łagodnym. Dziewczyna spojrzała na nią dziwnie i zmarszczyła brwi, chwytając szklankę. 
- Jestem z Mystic Falls, jeśli o to chodzi - odpowiedziała, czarnowłosa pokiwała głową na znak, że rozumie.
- Zgaduję, że przyjechałaś kilka dni temu - Bonnie pokiwała głową - Musisz wiedzieć, że w tym mieście jest i król i zasady.
- Jakie? - zdziwiła się.
- Nie wolno używać magii, chyba, że takie słabe zaklęcia - wyjaśniła, patrząc jak ta się lekko wkurza. 
- A kim jest rzekomy władca?
- Nazywa się Marcel Gerard. - powiedziała. Super, teraz będę uziemiona. Brak magii, a wampiry to mogą sobie latać po mieście? Dla wiedźmy było to niedorzeczne. Jak miała się bronić w bardziej kryzysowej sytuacji? W Nowym Orleanie są Pierwotni, wszyscy, no chyba. Klaus, Elijah, Rebekah, Finn i... Kol. Jednak co do tego ostatniego nikt nie miał pewności 
- Jestem Sophie Deveraux - przedstawiła się ciepło, podając jej rękę tym samym wyrywając z rozmyśleń czarownicę.
- Bonnie Bennett - ocknęła się i wstała. Jej towarzyszka zamarła jednak na chwilę. Bennett? - pomyślała zdumiona.
*
Blondynka otworzyła drzwi wyjściowe i o mało co nie zemdlała z wrażenia, choć była nieśmiertelnym wampirem. W progu stał wyprostowany mężczyzna, który uśmiechnął się do niej, po czym wyciągnął rękę w stronę serca Pierwotnej. Mikaelson nie zdążyła zareagować a wampir wylądował bez organu na ziemi. Podniosła głowę znad ciała i napotkała wściekłe spojrzenie brata. 
- Czas wyrównać rachunki - powiedział do siostry. Ta wiedząc dokładnie o co i o kogo chodzi, kiwnęła tylko głową i wraz z Klausem ruszyła do siedziby władcy.

*
-Ja tylko mówię, że lepiej powiedzieć kochasiowi prawdę - broniłam się, widząc jak Marcel spogląda na mnie surowo. Wywróciłam oczami, na jego widok. 
- Żeby rozerwał mi gardło? Yhy, nie dzięki - powiedział stanowczo, dopijając whiskey. Zsunęłam się ze stolika, na podłogę. Stanęłam przed nim, zatrzymał się a ja zrobiłam minę kociaka, ze słodkimi oczkami z bajki o Shrek'u. 
- Nie - oznajmił poważnie, a ja zrobiłam obrażoną minkę i pokazałam mu język, na co pokręcił z politowaniem głową, ale zaraz zwrócił ją w stronę wejścia, gdyż ktoś trzasnął drzwiami tak mocno, że mógł być tylko wampirem. Zmarszczyłam brwi, ale za chwilę znowu na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Ciemnoskóry spojrzał na mnie porozumiewawczo. Blondynka i szatyn wkroczyli do mojego tymczasowego domu, jednego z nich rozpoznałam od razu. Nad blondynką musiałam się zastanowić, ale w końcu w moim mózgu zaskoczył kabelek, który przypominał mi, że Mikaelsonowie mają też siostrzyczkę - Rebekhę.
- Marcel, przyjacielu! - przywitał się a ja od razu pomyślałam: Ej, to moje przywitanie! 
- Klaus, jak miło, że wpadłeś - przywitał się mój przyjaciel zdziwiony jego wizytą. Nie zapraszał go tu, nie knuł nic i nikogo nie wysyłał by szkodzić Pierwotnemu. 
- Wyjaśnisz mi wizytę Twojego kolegi na progu mojego domu? - spytał i choć był wściekły ukrywał tą złość pod maską nerwowego spokoju. Podeszłam do władcy miasta, uśmiechnęłam się cwaniacko czym zwróciłam uwagę blondynki. Zmierzyła mnie wrogim spojrzeniem, zlustrowała wzrokiem, po czym zmarszczyła brwi.
- Rozumiem, że podejrzewasz mnie o spisek? - spytał Gerard, upewniając się, że dobrze myśli. Uśmiechnął się arogancko.
- A kogo innego? - prychnął w odpowiedzi, na co ja włączyłam się do awantury, tyle że ja nie próbowałam zabić nikogo wzrokiem.
- A czarownice? Zapomniałeś, że one też Cię nie lubią? - broniłam Marcela, a Klausa widocznie zatkało, więc posłałam mu swój tryumfujący uśmieszek. Blondynka korzystając, że jej brat się zamknął włączyła się do mojej konwersacji .
- Nie posunęły by się do tego - odezwała się przekonana o swoim ex-dziewczyna Marcela. 
- To wiedźmy nie wiesz co zrobią - westchnęłam - Nie macie innych zajęć, że przychodzicie do Marcela z takim błahym problemem? - zapytałam po chwili, czym wkurzyłam Pierwotnego, bo zaraz po tym zostałam przygnieciona za szyję do ściany. Ciemnoskóry miał do mnie podejść ale posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. Rebekah stała, nie mogła uwierzyć, że odezwałam się tak do legendarnej hybrydy, która może mnie zabić wzrokiem(sarkazm). 
- Ja bym Ci się radził zamknąć, jeśli chcesz dożyć jutra - warknął, a ja uśmiechnęłam się.
- Z technicznego punktu widzenia - jestem martwa.
Zadałam mu ból głowy, po czym kopnęłam w brzuch korzystając z tego, że mnie puścił. Poleciał na stoliki. Wzięłam wdech, po czym poprawiłam fryzurę. 
- No... Coraz bardziej podoba mi się królowanie - przyznałam uśmiechnięta, patrząc jak oczy Rebekhi się rozszerzają. Gerard spoglądał na mnie zdumiony, no tak przecież miałam się nie ujawniać. Ale za nim oni posklejają fakty to wieki miną. W czasie tym Mikaelson, zdążył wstać i zniknąć razem z niebieskooką.
- Co się tak gapisz? Źle, że uratowałam Ci znowu tyłek? - zwróciłam się do króla, po czym nie czekając na odpowiedź zniknęłam za korytarzem.  
   *
Blondynka wzięła głęboki wdech i miała zapukać, kiedy drzwi same się otworzyły, a w nich pojawił się szatyn, z uśmiechem na ustach, ubrany w jeansy, czarny T-shirt i skórzaną kurtkę. Po chwili zaskoczenia, Caroline również się uśmiechnęła.
- Hej - przywitała się cicho.
- Hej, wejdź - zaprosił ją do środka. Weszła do holu, a Stefan zamknął za nią drzwi. Niebieskooka wkroczyła razem ze swoim przyjacielem do klasycznie urządzonej kuchni. Kuchenka, lodówka zapewne po to by przetrzymywać krew, piekarnik, zlewozmywak , wszystko co było w normalnej ludzkiej kuchni. Szafki koloru ciemnej jabłoni. Zielonooki podszedł do czajnika, wsypał kawę do szklanki, którą wcześniej wyjął i zalał ją wrzątkiem. Podał kubek zdezorientowanej blondynce. Chwyciła go nadal podziwiając mieszkanie przyjaciela.
- Więc... - zaczął pogodnie - widziałaś wczoraj Finna? - spytał, upewniając się.
- Tak, jak byłam z Bonnie na lodach - odpowiedziała, upijając łyka czarnego napoju i opierając się o blat po środku pokoju.
- Jesteś pewna, że to był on? - spytał powątpiewając, czy jego przyjaciółka na pewno widziała tego Finna Mikaelsona. Na własne oczy widział, a nawet się przyczynił do jego śmierci. Niemożliwe, że teraz lata sobie po mieście, jakby nic się nie stało.
- Sugerujesz, że mi się coś przewidziało? - zapytała lekko wzburzona, pytaniem Stefana.
- Nie, ale jak to możliwe, że on żyję? Przecież Matt go zabił - zaprzeczył.
- Nie wiem - przyznała, biorąc kolejny łyk kawy.

*

- Czy tylko mnie zdziwiło jej zachowanie? - zapytała wkurzona brata, który nawet nie przejął się tym co zrobiła brunetka na spotkaniu. 
- Bekah, ona jest po prostu wampirem - rzucił siadając w fotelu. Miał dość. Rebekah robiła aferę z byle powodu. Boże, dziewczyna tylko go walnęła, co w tym nadzwyczajnego?
- Użyła magii! - oburzyła się. Niemożliwe, żebym tylko ja to zauważyła - pomyślała z niedowierzaniem. Przecież widział jak to zrobiła!
- Masz urojenia - warknął, ale poważnie zastanowił się nad jej słowami. Nie mogła i użyć magii i siły wampira, bo musiałaby być hybrydą, a to nie możliwe. Mogła też mieć jakąś czarownicę, której nie zauważył. Blondynka jak zwykle histeryzowała, co już powoli irytowało Klausa.
- Ja mam urojenia?! - fuknęła zła na całego - Albo wiesz co mam Cię gdzieś, jak dziewczyna Cię zabiję, to będzie Twoja wina, nie moja - wyszła obrażona z rezydencji, a Pierwotny pokręcił głową i westchnął. Wreszcie wyszła - pomyślał

*

Brunetka szła powoli rozmyślając o tym jak skutecznie bronić się bez magii, gdy nagle ktoś szarpnął ją za ramię i wciągnął do ciemnego zaułka. Ujrzała średniego wzrostu mężczyznę, łysego i z ostrymi rysami twarzy. Uśmiechał się chamsko, trzymając mulatkę za ręce i przyciskając ją do ceglanej ściany. Bonnie wyrywała się z całych sił, ale po chwili zrozumiała, że szarpie się z wampirem. Miała zamiar użyć magii, ale przypomniała sobie o zakazie. 
- Puszczaj mnie! - krzyknęła, ale on brutalnie ją pocałował. Chciała go walnąć, zranić w jakikolwiek sposób, ale jej siła wypadała marnie. W końcu była tak na prawdę człowiekiem i wyróżniała się tylko magią, której nie mogła użyć, bo zapewne byłaby ukarana przez rzekomego władcę. Mężczyzna zjechał ustami na jej szyję. Krzyczała. Zaczęła się mocniej szarpać i wyrywać. Miała się rozpłakać kiedy koleś, który próbował ją zgwałcić, (jak zgadywała), wylądował na przeciwległej ścianie już bez serca. Bennett oddychając bardzo szybko, spojrzała na tego co ją uratował i jej rozpacz zastąpiło niewyobrażalnie ogromne przerażenie. Przycisnęła się do ściany i patrzyła jak jej wybawca wyciera rękę o chustę.

*

- Co u Bonnie? - zapytał Stefan, odstawiając kubek na blat. Caroline zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, dlaczego temat zszedł nagle na mulatkę .
- Dobrze, dlaczego pytasz? - spytała.
- Mówiłaś, że przejęła się wiadomością, że Kol żyje - wyjaśnił. Blondynka westchnęła i wskoczyła na blat, siadając na nim i spoglądając na przyjaciela.
- Prawdopodobnie żyje - poprawiła pokazując palcem jakby czegoś mu zakazywała, na co wywrócił oczami. - Nie lubią się, mówiąc delikatnie.
- Hmm... - mruknął niewyraźnie.
- Ej, a dlaczego w ogóle jesteś w Nowym Orleanie? - naskoczyła na niego nagle, zdając sobie sprawę, że nie do końca wie co było powodem jego przeprowadzki. W końcu nawet kiedy Elena była z Damon'em to on został, bez względu na wszystko. Coś jej nie pasowało. 
Młodszy Salvatore się lekko zmieszał.
- Mówiłem, że Elena wybrała Damona - trzymał się wcześniejszej wersji. Niebieskooka spojrzała na niego podejrzliwie.
- Kłamiesz - stwierdziła, śmiejąc się głośno. Spojrzał w jej oczy.
- Okej, dla dziewczyny - przyznał. Wiedział, że z Care nie miał szans. Jak się na coś uprze to nie odpuści.
- Ale jedyną dziewczyną, jaka jest w tym durnym mieście i ją znasz to.... - otworzyła szeroko usta i wybałuszała szeroko oczy. - Jaja sobie robisz?! - niemal krzyknęła.
- Nie. - odparł uśmiechając się szeroko na jej reakcję. 
- Rebekah Mikaelson, pierwotny wampir i suka?! Serio?! 
- Ech, wiedziałem, że się ucieszysz - mruknął spuszczając wzrok.

*
- Hej, ty! - doszedł mnie głos, który od razu rozpoznałam. Odwróciłam się niechętnie, patrząc wściekle na Pierwotną, która zakłóciła mój spokój. Mogli darować sobie zawracanie mi głowy. 
- Siostrzyczka hybrydy jak miło - przywitałam się zimno, uśmiechając się przy tym przesłodko i z satysfakcją patrzyłam jak ta się wkurza. Przyjemność patrzenia jak powstrzymuje się przed rozszarpaniem mi 
gardła - bezcenna.
- Czym ty jesteś? - zapytała ostro, nawet nie próbując ukryć wzburzenia jakie w niej panowało. Próbowałam powstrzymać śmiech.
- Głupie pytanie - skwitowałam - człowiekiem jak wszyscy. 
- Widziałam jak używasz magii - oświadczyła.
- Możliwe - odparłam.
- A potem jak odpychasz mojego brata tak, że poleciał na drugi koniec pokoju.
- Szczęście i nieograniczona przyjemność, patrzenia na klęskę Pierwotnego wampira - westchnęłam z rozkoszy, patrząc jak Rebekah próbuje zabić mnie wzrokiem. Wywróciłam oczami.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytała nagle, co mnie trochę zdziwiło, bo trochę zeszła z tematu. Podniosłam na chwilę brwi, po czym pokręciłam leciutko głową. 
- By bronić przyjaciela - krótka wypowiedź, proste słowa, a blondynka wyglądała jakby ktoś ją trafił żelazkiem w twarz. Była w szoku, zdumiona. 
- Co? - wykrztusiła, po czym zaśmiała się - Z nim się przyjaźnisz? Przy pierwszej lepszej okazji wyrzuci Cię do kosza.
- Jak Ciebie? O słonko, ja nie byłam w nim zakochana jak ty, kiedy brat Cię zasztyletował - zaśmiałam się szyderczo, odpowiadając na zaczepkę, która bardzo mnie wkurzyła, choć dobrze to ukryłam. 
- Skąd to wiesz? - mina jej zrzedła, a w oczach choć chciała to ukryć widać było smutek i żal.
- Jestem jego przyjaciółką - oznajmiłam twardo, po czym zgrabnie wyminęłam i nie przejmując się, że zostawiłam tam jedną z Mikaelsonów, ruszyłam przed siebie.

*
Jak ja ich nienawidzę! - pomyślałam jak tylko znalazłam się wystarczająco daleko od Pierwotnej - Dobrze znam historię mojego przyjaciela, ale on nie zrobiłby mi czegoś takiego!
Boże, dlaczego to ja muszę użerać się z Pierwotnymi?
Nagle zatrzymałam się widząc na chodniku tą samą arogancką dziewczynę co wczoraj. Zmierzała w moim kierunku. Natychmiast się odwróciłam, ale szatynka nie ustąpiła. 
- Ej, poczekaj! - warknęłam zirytowana. Najpierw blondynka, teraz szatynka, kto będzie następny ruda? Brunetka ?
- Jesteś dość odważna - przyznałam, kiedy już była przy mnie. Skrzyżowałam  na piesiach ręce. 
- Skąd wiedziałaś? - spytała lekko dysząc. Wywróciłam oczami, rozglądając się czy nikt nie idzie, po czym spojrzałam jej prosto w oczy.
- A czy to ważne? - zapytałam kręcąc teatralnie głową - wiem i tyle.
- Powiesz to Klausowi? 
- A więc jesteś z nim na "Ty"? - zdziwiłam się.
- On  nie może się dowiedzieć - powiedziała zdesperowana.- Zabiję mnie - powiedziała zrozpaczona. Nabrałam dużo powierza, w tym samym czasie kiedy podszedł do nas jakiś mężczyzna.W garniturze, a więc mógł być tylko jednym z...
- Co tu robisz, Hayley? - zdumiał się Elijah, spoglądając najpierw na nią, później na mnie.
- Super jeszcze Ciebie tu brakowało - mruknęłam  niezadowolona z ironią. Wilczyca lekko się przeraziła, na widok Mikaelsona, co było zrozumiane zwłaszcza, że ukrywa przed nim i jego rodzeństwem prawdę o biologicznym ojcu dziecka. 
- Nie muszę Ci się tłumaczyć - oznajmiła trochę za ostro, szturchając mnie w niezauważalnie w ramie. Zacisnęłam zęby, rozumiejąc aluzję. Dlaczego ja? - pytałam siebie. Nie mogę pozwolić by prawda wyszła na jaw, ale też  nie mogę pozwolić by ze złości za oszustwo Pierwotni zabili ojca dziecka czy samo  niewinne dziecko.
- Pan Mikaelson we własnej osobie - podjęłam pałeczkę, witając się ukłonem, tym samym rozluźniając ciężarną - Czym mogę służyć? - zapytałam, dezorientując mężczyznę.
- Na początek powiedz co robi tu Hayley? - rozkazał hipnotyzując mnie, a raczej próbując. Jako, że jestem czymś w rodzaju Pierwotnych nie można mnie zauroczyć. Szatynka delikatnie panikując spoglądała jak odpowiadam na pytanie.
- Robi ze mną zakupy dla dziecka - odpowiedziałam niby machinalnie. Hayley wybałuszyła oczy nie wierząc, że skłamałam. W środku śmiałam mu się w twarz. Taki naiwny, myśli, że zdoła mnie kontrolować. To takie śmieszne, że aż głupie. Elijah spojrzał na Marshall z troską po czym zniknął.
- Dzięki - wymamrotała po dłuższym milczeniu obu stron. Chyba nie była przyzwyczajona do dziękowania, wnioskując z tonu głosu i niechęci.
- Robię to tylko dlatego, że nie chcę by dziecko zginęło - odparłam ostro, ruszając przed siebie. Dziewczyna stała przez chwilę bez ruchu po czym również poszła w swoją stronę.    
  
*


- Rebekah nie jest taka jaka myślisz, że jest - bronił blondynki, Stefan. Z marnym skutkiem. Caroline w głębi duszy wiedziała, że jej przyjaciel ma rację, ale nie przyznawała się do tego. Nie chciała. Wiedziała jednak, że nie może robić mu wykładów, kiedy sama dokonywała gorszych wyborów. Westchnęła zrezygnowana.
- Dobra - powiedziała przeciągając sylaby - ale nadal jej nienawidzę.
- Proszę Cię tylko byś nie oceniała jej z góry - poprosił.
- Jeśli to możliwe - mruknęła nieprzekonana, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko - rozmawiałeś dzisiaj z Rebekhą, prawda?
- Tak - potwierdził nie wiedząc do czego zmierza niebieskooka. 
- Czy rozmawiałeś o tym, że nie wiem Finn wrócił? - spytała sklejając wszystko do kupy. Wiedziała dlaczego Stefan wydawał jej się podejrzany i dlaczego pytał czy widziała też Kola. Bo dowiedział się o wszystkim od Pierwotnej! 
Szatyn otworzył usta, pewnie by skłamać, po czym widząc zwycięską minę Caroline, z powrotem ją zamknął.
- Wiedziałam! - wykrzyknęła - a teraz gadaj, kto jeszcze zmartwychwstał? - rozkazała władczym tonem z iskierkami w oczach.
- Finn i Kol tylko tyle wiem - spojrzał na jej twarz - przysięgam! 
- Jak mogłeś mnie okłamać?! - zapytała oburzona. 
- Wiedziałem jaka będzie Twoja reakcja - odpowiedział przechylając głowę, z nieprzekonanym uśmieszkiem. Wampirzyca zrobiła minę typu "Seriosly?"  

*
- Rebekah, gdzie byłaś? - zapytał Klaus, po czym przyjrzał się uważniej jej twarzy. Była wściekła i smutna - Kto zginął z Twojej ręki, siostrzyczko, że masz takie wyrzuty sumienia? - uśmiechnął się złośliwie. Siostra spojrzała na niego, mając ochotę go zabić, po czym podeszła do barku z alkoholem, nalewając sobie burbonu i od razu wypijając połowę.
- Nikt nie zginął - odparła, niemal warknięciem w stronę hybrydy - A gdzie byłam, to nie Twój interes - odparła ostro. Pierwotny uśmiechnął się przebiegle.
- Czyżby nasz drogi Marcel zalazł Ci za skórę? - zgadywał, czując jak jego siostra próbuję zabić go wzrokiem. Uwielbiał ją wkurzać.
- Nie on. Tylko jego przyjaciółeczka - Odparła kąśliwie, poddając się i mając nadzieję, że Klaus odpuści. On jednak zdziwiony spojrzał na dziewczynę.
- On ma przyjaciół? - zdumiał się, ale po chwili zaśmiał się - Kolejny wampir do jego rodzinki? - zapytał, na co wampirzyca prychnęła i nalała sobie więcej trunku, gdyż poprzedni już wypiła.
- Ona wie o wszystkim - powiedziała - wie nawet o tym, że mnie zasztyletowałeś, kiedy chciałam być z Marcelem. - znowu prychnęła. Była widocznie zła i być może też poniżona. Nie wiedziała czy jej ex jej nie obgadywał i nie śmiał się z niej za jej plecami. Mikaelson otworzył szeroko oczy. Gerard nie mówił o tym nikomu. Nawet najbliższym z jego rodziny. To była jego tajemnica, jak wszystko z tamtych czasów.
- Musi być kimś ważnym - zauważył trafnie, spoglądając na wampirzyce.
- Wiem, że jest bardzo bliska Marcelowi i, że go dzisiaj broniła - powiedziała o wszystkim czego się dowiedziała od brunetki - oraz przyznała się do tego, że użyła magii i wampirzej siły - dodała dumna. Teraz jej brat nie mógł zaprzeczyć temu co widziała. Szczerze wątpiła, że ta dziewczyna może być mieszańcem, ale równie dobrze mogła zostać obdarzona takim darem przez jakąś potężną czarownicę.
- Ale ona nie może być hybrydą - zaprzeczył, czym zirytował blondynkę. 
- Mów jak do słupa - mruknęła do siebie - to czym jak nie hybrydą?! 
- Nie wiem - przyznał - trzeba się dowiedzieć - postanowił. Odkryłeś Amerykę, wiesz? -zapytała się w myślach wychodząc z pokoju i wchodząc po schodach do swojej sypialni.

*
- Weź wyjdź! Mam ich dość, jestem tu od kilku dni i już mnie nachodzą - żaliłam się Marcelowi, który wydawał się być dość zirytowany tym wszystkim. Wiem jestem bardzo wkurzająca teraz, ale jako mój przyjaciel jest skazany na słuchanie mnie, a że jest nieśmiertelny będzie mnie słuchał przez wieczność.
- Mówiłaś, że nie są problemem - zauważył podnosząc jedną brew do góry, a ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Tak, ale wtedy miałam na myśli to, że nie mogą mnie zabić - wyjaśniłam.
- Jesteś za skomplikowana. - stwierdził, na co dostał ode mnie kuksańca w bok.
- Ja? Skomplikowana?! - fuknęłam na niego - Ty za to jesteś niewyobrażalnie wredny i mściwy - spojrzał na mnie jak na jakąś idiotkę.
- Ale za to jestem władcą miasta i mam poddanych, a ty co masz? - zapytał sprytnie, spoglądając na moją wnerwioną minę.
- Ja mam hybrydę - odparłam.
- Gdzie? Jakoś jej nie widzę. - udał głupiego. Spojrzałam na niego spod łba, po czym głośno warknęłam, a moje oczy zaświeciły się na żółto. Miałam ochotę przywalić mu. Ale tak zdrowo, mocno by poczuł, że ze mną się nie pogrywa. Ale przy moim szczęściu, skończyło by się to na połamaniu kilku kości, oderwaniu głowy, wyrwania serca, albo po prostu zabiciu go. Nie mogłam do tego dopuścić, bo świat stał by się nudny, a to znaczy, że ja musiałabym znaleźć sobie równie głupiego kretyna, który zaprzyjaźnił by się z hybrydą, a to mi się nie uśmiechało.
- Jesteś świadom, że mogę urwać Ci ten głupi łeb? - syknęłam  na niego, na co on uśmiechnął się rozbawiony.
- A ty, że będziesz wtedy samotna? - odpowiedział pytaniem, na pytanie. Spojrzałam na niego jak na debila, po czym obrażona od niego odeszłam. Zaśmiał się i ruszył do środka. 

1 komentarz:

  1. CZEŚĆ !
    Bardzo fajny rozdział, udał ci się i to bardzo ! Mam nadzieję, że ten ktoś kto uratował Bennet to KOL ! <3 Caroline, nie przesadzaj przecież Rebekah nie jest taka zła. Ja ją lubię. I kibicuję Stebece ! Czekam na jakieś spotkanie Klausa i Caro ! Oni są razem świetni ! Zastanawia mnie rola Finna tutaj. Gdzie on teraz jest ? :O Może jakieś spotkania rodzinne zrobią xD Hayley ! Wyjeżdżaj i uciekaj gdzieś ze swoim Lockwoodem, a nie. Kłamstwo nic Ci nie da. Mam jeszcze jedno... Czy tylko ja kibicuję Faith (?) i Marcelowi ? :D Podobali by mi się jako para. Tacy ostrz, ahhhhhhh ! Długość rozdziału jest świetna. Długi i wciągający. Zyczę żeby nadal tak dobrze Ci szło ! Pozdrawiam !

    Zuzka !
    xxx

    realitybeingadream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy