wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział Dwudziesty Piąty

Bonnie miała już wstać i podejść do tablicy, kiedy po całej szkole rozległ się alarm. Nauczyciel spojrzał po wszystkich i zdziwiony podszedł do drzwi otwierając je i patrząc na korytarz. Wszyscy zaczęli wychodzić z sal, więc pan Grey kiwnął na uczniów z małym uśmiechem, po czym skierował wzrok na mulatkę.
- Najwidoczniej nie jest nam dane, skończyć tej lekcji - powiedział i otworzył drzwi na oścież. Wszyscy zaczęli podnosić się z miejsc i z uśmiechami na twarzy, wychodzili z klasy. Jedynie Bennett zatrzymana, została przez chłopaka, który po raz kolejny złapał ją za ramię. Mulatka zacisnęła zęby, czuła się tak samo jak po przednio. Wyrwała czym prędzej ramie i spojrzała na niego z przymrużonych powiek.
- Dasz zaprosić się na kawę? - zapytał z uśmiechem, którego dziewczyna nie mogła zrozumieć. Zlustrowała go wzrokiem i zdała sobie sprawę, że Caroline na pewno się na nią za to nie obrazi. W końcu chodzi o chłopaka, a kiedy chodzi o tego typy sprawy, Care potrafi być bardzo wyrozumiała. 
- Mam do zrobienia historię - mimo wszystko próbowała się wykręcić. Nie znała go, ale coś ją do niego ciągnęło. Tyle, że w tym złym znaczeniu. Czuła się przy nim zagrożona.
- Z chęcią ci pomogę - powiedział, poprawiając plecak i odważnie patrząc jej w oczy. Czarownica wzięła wdech i wydech i stwierdziła, że lepszy jest dzień w towarzystwie Kai'a niż w samotności.
- Skoro nalegasz - zgodziła się, odwzajemniając w końcu gest i uśmiechając się nieśmiało. Kai spojrzał na nią zwycięsko i razem wyszli z sali. 

*

- To jest ten sławny Nowy Orlean? - prychnęła kobieta, patrząc z pogardą na budynki i lokale, przechodząc jednak bez komentarza obok zamkniętego baru "Rousseau". James tylko obserwował z boku jak jego partnerka idzie.
- Może jednak nie tak sławny, jak się wydaje - usłyszeli obelgę Nathan'a, który uśmiechał się pod nosem. Gerard tylko czekał, aż spotka gdzieś Faith. Tęsknił za nią bardziej niż kiedykolwiek i możliwe, że był lekko nią zawiedziony. Szczególnie nie rozumiał dlaczego wyłączyła człowieczeństwo. Przecież Woodhope zawsze znajdowała inną drogę, zawsze. Bez względu na wszystko.
- Gdzie ona jest? - zwróciła się ostro do Marcel'a i zaczęła się rozglądać po ulicy. Nigdzie nie mogła wypatrzeć, a co więcej nawet nie wiedziała jak dziewczyna wygląda. Ciemnoskóry stwierdził, że najlepiej byłoby po nią zadzwonić, ale był pewien, że Faith nie odbierze.
- Nie wiem - odparł z powątpiewaniem i zwrócił głowę w stronę Black'a, który wzrokiem przewiercał jednego z przechodniów. W końcu spojrzał na niego, ale po chwili znowu wlepił wzrok w kogoś innego.
- Zadzwoń do niej - powiedział swobodnie, zwracając ich uwagę - Od ciebie odbierze - powiedział jakby do siebie.

*

Klaus czekał na Craoline pod szkołą, jednak kiedy blondynka tylko go zauważyła, zaczęła iść w drugą stronę. Nadal męczyły ją słowa hybrydy i zastanawiała się czy teraz do niej nie zadzwonić i nie dowiedzieć się prawdy. W końcu nie może być gorsza od wiecznej świadomości, że Tyler ją zdradził z inną. 
Szybko przeszła przez ulicę, ale raptownie się zatrzymała, kiedy ujrzała przed sobą Pierwotnego. Miała nadzieje, że nie będzie tak natrętny jak Kol, którego z kolei musi znosić Bonnie. 
- Czego chcesz? - warknęła na niego niemiło, spod przymrużonych powiek widziała jak się uśmiecha. Nie rozumiała jego wytrwałości. Inni chłopacy już po pierwszej próbie by się poddali, ale on? On jakby był na nią odporny. 
- Porozmawiać - odparł, przybliżając się, jednak dziewczyna nieufnie się odsunęła. Poprawiła nerwowo torbę, po czym włosy i spojrzała na niego wściekła. 
- Przecież rozmawiamy - powiedziała głupio, po chwili w myślach się karcąc. Dlaczego nadal stała tu, kiedy w każdej chwili mogła stąd zniknąć? Sam uśmiech Mikaelsona irytował ją do tego stopnia, że miała ochotę go walnąć.
Prychnęła i z zamiarem wyminięcia go i pójścia do domu, ruszyła przed siebie. Niestety, wampir szybko ją dogonił. Cieszył się, że jego ukochana postanowiła przeprowadzić się do Nowego Orleanu, jednak zasmucał go fakt, że nic mu o tym nie powiedziała. Chociaż mimo wszystko chyba bardziej był zły na siebie, choć nie miał pojęcia dlaczego.
- Daj się zaprosić na drinka - błagał. Caroline spojrzała na niego jak na idiotę. Klaus Mikaelson błagał? Coś musiało być serio na rzeczy, jednak Care tłumaczyła to sobie zupełnie inaczej. Na pewno w rzeczywistości była tylko kolejną naiwną zabaweczką, bo niby czym innym? 
- Jeśli się zgodzę - zaczęła, stając i wzdychając - dasz mi spokój? - spytała z nadzieją. 
U Klausa zapaliło się małe światełko nadziei. 
- Niczego nie obiecuje - powiedział po chwili, na co Forbes wyrzuciła oczy do góry i pokręciła głową. Po jakie licho, godziła się na ten wyjazd.
- Zgoda - poddała się, ale udała, że nie widzi jego uśmieszku. 

*

Bonnie z wahaniem, chwyciła kubek z gorącą kawą i upiła łyk. Kai za to wyciągnął z torby książkę i kiedy, Bennett odstawiła napój, podsunął jej długopis. Mulatka uśmiechnęła się z wdzięcznością i wyciągnęła swój zeszyt, otwierając na odpowiedniej stronie i patrząc na starą kartkę z pytaniami.
1. Kiedy powstał Nowy Orlean?
2. Kto założył Nowy Orlean?
3. Wymień dwie legendy Nowego Orleanu.
4. Co warto zobaczyć w Nowym Orleanie?
5. Najstarszą częścią miasta jest....?
6. Kim jest Marcellus Gerard?
Westchnęła i spojrzała na czarnowłosego.
- Więc... - zaczęła niepewnie, widząc jego uśmiech - Kiedy powstał Nowy Orlean? - zapytała, pijąc kolejny łyk ciemnej kawy. Kai zacisnął usta w cienką linię i również westchnął.
- Gdzieś w 1718 roku, przez tego... - zastanowił się przez chwilę. po czym spojrzał wymownie na czarownicę, która spojrzała w bok, nagle sobie o czymś przypominając. No jasne, przecież to Mikaelson'owie założyli to miasto... Ale przecież tego nie napiszą, nie?
-  Jeana-Baptiste'a Le Moyne de Bienville'a - z niemałym trudem wymówiła jego imię i nazwisko, krzywiąc się na jego długość. W końcu lekcje historii jakoś się przydały. Szybko nakreśliła tych kilka słów, i spojrzała na pytanie numer trzy.
- Dwie legendy Nowego Orleanu? - spojrzał na nią.
- Znam tylko o Kacie z Nowego Orlanu - powiedziała, przypominając sobie, jak z Caroline sprawdzały miasto w internecie i różnych książkach.
- A ja o Madame Delphine LaLaurie - zaakcentował ostatnie słowa, na co Bonnie podniosła na niego zdziwiona głowę. - Torturowała swoich niewolników, eksperymentowała na nich... - mówił, na co Bennett potrząsnęła głową, słysząc w jaki sposób Kai o niej mówi.
- Okej! - uciszyła go szybko, nie chcąc znać dalszej części. Napisała te nazwy i z westchnięciem spojrzała na resztę pytań.
- Co warto zobaczyć? - przeczytał, po czym zaśmiał się - Na pewno ten stary cmentarz wiedźm - powiedział do dziewczyny, która zainteresowana zmarszczyła brwi.
- Cmentarz? - spytała, pisząc na kartce tą nazwę, po czym znowu patrząc na Kai'a i dopiero teraz zauważyła, że jego wyraz twarzy, bardzo przypominał jej wyraz twarzy mordercy. I do dosłownie.
- No wiesz, ludzie gadają, że czarownice odprawiają tam swoje czary-mary - wyjaśnił ze śmiechem.
- Wierzysz w to? - zapytała ni stąd, ni zowąd, nie patrząc na niego.
- Czemu nie? - zapytał - W końcu to Nowy Orlean - powiedział. Bonnie powiedziała coś cicho, po czym przeczytała kolejne pytanie i kolejne, które zrobili zaskakująco szybko, ale utknęli na jednym.
- Kim jest Marcellus? - zapytała Bonnie, spoglądając na niego. Wzruszył ramionami i oparł się o oparcie krzesła.

*

- Nigdzie jej nie ma - powiedziała Rebekah, po raz kolejny powtarzając to zdanie. Elijah westchnął i opadł zmęczony na fotel, w tej samej chwili słysząc jak drzwi otwierają się, a do środka wpada czarnowłosy. Dopiero po chwili Bkeah rozpoznała w nim Jackson'a. 
- Co ty tu robisz? - zapytał Mikaelson, patrząc na niego, siląc się na uprzejmy i spokojny głos. Wilkołak spojrzał na niego wywracając oczami. Już wiedział, że nikt im nie powiedział. 
- Szukacie Hayley? - spytał, po czym prychnął - Oczywiście, że tak - powiedział do siebie.
- Czego tu szukasz, kundlu? - warknęła na niego blondynka, nie mogąc się powstrzymać. Chłopak zmrużył oczy, kręcąc głową. Chwilę później, jednak wylądował z hukiem na podłogę.
- Ech... - uśmiechnęłam się - Wilki są zawsze takie przewidywalne - spojrzałam na wampiry, które ze zdezorientowaniem spoglądały na mnie.
- Co do cholery? - Rebekah się do mnie przybliżyła, tak, że całkowicie patrzyła mi w oczy. 
- Nasza Hay, postanowiła udać się na wakacje - poruszyłam znacząco brwiami i spojrzałam na Elijah'ę - Ze swoim wilczkiem - zaśmiałam się podle.
- Czego tu szukasz? - syknęła Pierwotna, widząc reakcję swojego brata. 
- Niczego szczególnego - wskazałam na Jackson'a - Ten oto pan, chciał wyjawić kogoś bardzo ważny sekret. - wyjaśniłam miło się do niej uśmiechając i wkładając ręce do kurtki.
- Kogo? - uśmiechnęłam się tajemniczo, na co ona skrzywiła się z obrzydzeniem. 
- W każdym razie - kontynuowałam, odrywając od niej szybko wzrok i na nowo mówiąc wesołym głosem - Powiedzie mi gdzie jest Bonnie - rozkazałam. Elijah spojrzał na mnie nie rozumiejąc pytania, za to Rebekah kręcąc głową, usiadła na kanapie. 
- Nie mam pojęcia - powiedziała, wzruszając ramionami - Spytaj Kol'a, to on się w niej buja - mruknęła ciszej. Wzięłam głęboki wdech, wyciągając dłonie z kurtki i patrząc na nich ze zirytowaniem.
- Sprawa jest prosta - oznajmiłam - Albo powiecie mi gdzie ona jest, albo Stefan i Katherine na tym ucierpią - cmoknęłam z uśmiechem. Rebekah zmierzyła mnie wzrokiem.
- Kol! - zawołała go z wyrazem, prawdziwej chęci mordu. Jej brat zjawił się koło nas, dopiero po kilku minutach.
- Znowu ty - mruknął, wywracając oczami. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że nieźle wdał się za siostrę.
- Gdzie Bennett? - zapytała, odwracając się do niego i ponaglając wzrokiem, co on skwitował prychnięciem i wytrąceniem mnie z równowagi, co dobrze ukryłam pod maską złudnego spokoju.
- Dlaczego chcesz wiedzieć? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Mamy wiele tematów do obgadania  - wzruszyłam ramionami, uśmiechając się sztucznie - Takie tam babskie sprawy.
- Powinna być na uniwersytecie - stwierdził po chwili wahania, uśmiechnęłam się z wdzięcznością, ale kiedy już szłam w stronę drzwi, chwycił mnie mocno z ramie. - Wymień jeden.
- Potrzebuję jej - wyrwałam rękę i poszłam dalej, ale za nim wyszłam krzyknęłam - Tak na marginesie, Elijah. I tak zmierzam zabić Katherine! - uniosłam zadziornie jeden kącik ust i zniknęłam.

*
Fighter
- Utknęliśmy na tym - stwierdziła Bonnie, wdychając i opierając głowę o dłonie, smętnie patrząc na gorącą kawę, przed nią. Kai popatrzył na nią przez chwilę, co kilka minut patrząc na zeszyt. Zmrużył oczy, kiedy dziewczyna z rezygnacją schowała notes do torby. 
- Poddałaś się? - zapytał śmiejąc, na co Bennett westchnęła i pokręciła głową, również się uśmiechając. 
- Poszukam w bibliotece - wzruszyła ramionami, dopijając napój, ale w następnej chwili omal się nim nie zachłysnęła.
- Bonnie, jaka miła niespodzianka - usłyszała za sobą. Przeklęła Boga i spojrzała przepraszająco na Kai'a, który wyraźnie zaintrygowany spoglądał na Pierwotnego. Mulatka zacisnęła zęby, kiedy Kol usiadł koło nich, przysuwając sobie krzesło. 
- Nie mogę powiedzieć tego samego - mruknęła najciszej jak mogła, po czym szybko zwróciła wzrok na czarnowłosego - Pójdę do biblioteki, może coś znajdę - uśmiechnęła się, na co Mikaelson wywrócił oczami. 
- Nie ma sprawy - Kai również wstał udając, że nie ma w pobliżu Kol'a - Po za tym, spotykamy się jutro w szkole, prawda? - szepnął jej do ucha, kiedy był przy niej i lekko musnął jej ramie dłonią, na co później się wzdrygnęła i poczuła jakąś iskierkę. Bolesną. 
- Nowy chłopak? - zapytał wampir, co dziewczyna skwitowała morderczym spojrzeniem.
- Nie twój interes - zaakcentowała szybko, po czym udała się w stronę wyjścia, niefortunnie jednak zatrzymana przez wampira, który stanął jej na drodze.. Zatrzymała się niechętnie, poprawiając nerwowo torbę. Miała już taką nadzieję, że może jednak odpuścił, a tu nagle zjawiał się w kawiarni.
- Jednak mój - powiedział, po czym chwycił ją za ramie - Idziesz ze mną - oznajmił, ciągnąc ją  stronę wyjścia. Mimo iż była zaskoczona, nie opierała się. Do czasu, kiedy zorientowała się z kim rozmawia.
- Zaraz co? - warknęła, po czym wyrwała rękę, stając na środku chodnika - Gdzie niby? 
- W bezpieczne miejsce - spojrzał na nią ponaglająco, rozglądając się czy czasem ktoś nie idzie. Brunetka zmarszczyła brwi. 
- Od kiedy dbasz o moje bezpieczeństwo, Kol? - zapytała niemiło, na co wywrócił oczami i wziął głęboki wdech.
- Od kiedy jesteś jedyną osobą, w tym durnym mieście, która nie chce mnie martwego - odpowiedział pośpiesznie, chwytając ją i nie pozwalając już nic powiedzieć, gdyż w wampirzym tempie zniknęli.

*
Usiadłam na stole i chwyciłam szybko butelkę, która miała dosyć zachęcającą nazwę. Z łatwością otworzyłam ją i upiłam pierwszego łyka, po chwili niestety słysząc, że ktoś idzie w stronę głównego wejścia. Zmarszczyłam brwi, bo myślałam, że nikogo tu nie ma. Marcel podobno zmył się dzień temu lub dwa. Wzruszyłam ramionami i zeskoczyłam ze stolika, w jednej chwili wyczuwając dziwny powiew wiatru.
Chwilę potem moim oczom ukazały się cztery postacie i bynajmniej jedną tylko rozpoznałam od razu. 
- Faith? - odezwał się zaskoczony moją obecnością Marcel, na co wywróciłam oczami i odstawiłam niechętnie butelkę. Odrzuciłam włosy do tyłu i spojrzałam na niego z politowaniem.
- Nie, wiesz, Sherlock Holmes - prychnęłam z pogardą, na co się skrzywił - Nie łudź się, że podczas twojej nieobecności włączyłam ten przycisk - zademonstrowałam, po czym spojrzałam na drugiego chłopaka.
- Zupełnie inna niż matka - odezwała się kobieta, przechylając głowę. Uśmiech natychmiast zszedł z mojej twarzy, a zastąpiła go obojętność. 
- Nie znasz jej - warknęłam, z mrożącym krew w żyłach wzrokiem, po chwili z niepewnością spoglądając na pozostałych. Cofnęłam się o krok, ale napotkałam coś twardego, jak się okazało, ktoś zaszedł mnie od tyłu.
- Och, uwierz znam bardziej od ciebie - powiedziała z nutką pewności siebie, po chwili poczułam, że ktoś kopie mnie w tył, więc upadłam na kolana czując, że ktoś chwyta mnie za oba nadgarstki. 
- Co do... - spojrzałam na nich ze wściekłością. 
- Myślałam, że jesteś silniejsza - powiedziała zdziwiona, jak szybko mnie obezwładnili. Zamknęłam oczy na chwilę, po czym otworzyłam i zacisnęłam dłonie w pięści.
- Dobrze myślałaś - warknęłam, po sekundzie mocno chwytając jak się okazało Marcel'a i rzucając o przeciwległą ścianę, po czym wróciłam do drugiego chłopaka, przygwożdżając go do muru i patrząc żółtymi tęczówkami na jego twarz. 
- Nathan... - wyszeptałam, zmieniając swój wyraz twarzy na zdziwiony, ale zaraz oprzytomniałam i ze zwinnością skręciłam mu kark. Upadł, a ja obróciłam się w ich stronę. 
- Zwykle nie jesteś taka agresywna - stwierdził po chwili Gerard, zbierając się z podłogi.
- Kim jesteś? - warknęłam na kobietę, nie zaszczycając jednym spojrzeniem mężczyzny.
- Linlie Woodhope - zastygłam bez ruchu - Siostra twojej matki, Faith - zwróciła się do mnie z powagą i nadzieją. Po minucie odzyskując głos i swój dawny wyraz twarzy, podeszłam do niej.
- Powiem ci sekret - wyszeptałam jej koło ucha - Ja nie mam matki - ruszyłam do wyjścia, chcąc jak najszybciej wydostać się z tego budynku.

*
- Dwa razy burbon - zamówił Klaus, patrząc jak Caroline siada obok niego. Kiedy przyniesiono drinki, Care jak najszybciej porwała w dłoń, swoją szklankę i upiła połowę, ale spojrzała podejrzliwie na Pierwotnego.
- Co? - zapytała, trochę ostrzej niż zamierzała, odkładając z hukiem naczynie i spoglądając na blondyna. Mikaelson pokręcił głową, uśmiechając się przy tym.
- Nie przypuszczałem, że będziesz tu studiować - wyznał po chwili, śmiało patrząc jej w oczy, kiedy nieznacznie się poruszyła.
- Cóż, ja chciałam wyjechać gdzieś indziej - przyznała w końcu, poprawiając szybko włosy - Bonnie uparła się na Nowy Orlean - wzruszyła ramionami, czując jak napięcie opada. Cieszyła, że mimo wszystko nadal da się z nim normalnie rozmawiać,
- Dlaczego? - zapytał, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej w tak krótkim czasie, bo przypuszczał, że prędzej czy później powie coś co urazi dziewczynę.
- A skąd ja mam to wiedzieć? - burknęła w końcu, po czym uśmiechnęła się sama do siebie, nagle o czymś sobie przypominając - Czy Kol, zajął się czymś po za miastem? - zapytała, nie patrząc na niego. Klaus ukrył zażenowanie tym, że Forbes zmieniła temat na jego brata i nieznacznie się skrzywił.
- Z tego co wiem, nie ruszał się z miejsca - odpowiedział powoli, na co Caroline westchnęła i ponownie upiła łyk ze szklanki.
- Ja wiedziałam, że ten dureń nic nie zrobi - mruknęła do siebie, wywołując ponowny uśmiech na twarzy Pierwotnego.
- Słyszałem, że zerwałaś z Tyler'em - zmienił znowu temat, tym razem subtelnym i przebiegłym uśmieszkiem. Panna Forbes zmierzyła go morderczym spojrzeniem.
- Skąd o tym wiesz? - zapytała niemiło, obracając się w jego stronę. Albo był to przypadek, albo Klaus i Faith się zmówili, bo nagle wszyscy przypominają sobie o Tyler'ze.
-Pewien ptaszek mi wszystko wyśpiewał - mrugnął do niej, na co wywróciła oczami - Więc, dlaczego nie jesteście razem?
- Och, a tego ci ptaszek nie wyśpiewał? - rzuciła z ironią, co Klaus skwitował surowym spojrzeniem - Zdradził mnie - mruknęła niechętnie, na co Pierwotny nagle zastygł w bez ruchu. W myślach odtworzył sobie niedawne spotkanie z Woodhope.
- Caroline - zaczął powoli - Kiedy i z kim? - spytał z powagą, powoli czując jak narasta w nim gniew, co szybko zauważyła blondynka.
- Z Hayley - oznajmiła szybko - Z dziewięć miesięcy temu... - nie zdążyła powiedzieć niczego więcej, gdyż wampir natychmiastowo wstał, niemal przewracając krzesło. - Klaus, co jest? - zaniepokoiła się.
Mikaelson spojrzał na nią wściekły.
- Caroline, nie wściekaj się, ale muszę iść - powiedział tylko, po czym zostawiając dziewczynę w osłupieniu, wybiegł z baru. Forbes pokręciła oburzona głową.
- Że niby jak, ja mam się nie wkurzać? - mruknęła do siebie zła.

*

Bonnie otworzyła oczy i rozejrzała dookoła. Przed sobą ujrzała Kol'a i gdyby tylko mogła, uderzyłaby go w twarz z liścia. Niestety wiedziała, że i tak by go to nie ruszyło. Chwilę zajęło jej rozpoznanie pokoju i poskładanie wszystkiego do kupy. Kiedy ostatnio tu była, nie doszła aż tak daleko, ale doskonale znała ułożenie mebli, które powtarzało się w każdym z pomieszczeń.
- Powiedz mi, że to nie jest twój pokój - jęknęła, odsuwając się od niego o kilka kroków. Sypialnia była w odcieniach brązowego i niebieskiego, co było zupełnie nie podobne do niego. Myślała, że będzie bardziej wchodził w czerwony.
- Jeśli powiem, że nie - zaczął, nie próbując nawet się do niej zbliżyć - Nie użyjesz na mnie swoich magicznych sztuczek? - zapytał z uśmiechem. Bennett uśmiechnęła się do siebie i spojrzała na niego, podnosząc lekko prawą dłoń.
- Dzięki, że mi o nich przypomniałeś - mruknęła, co wywołało na jego twarzy coś na wzór przerażonego uśmiechu.
- Nie mówisz poważnie - powiedział z obawą, widząc w jej oczach dziwne iskierki. Mulatka zaśmiała się, po czym poważnie na niego spojrzała.
- Och, mówię - warknęła, sprawiając, że odleciał na drugą stronę, uderzając w nią z impetem. Osunął się po niej z jękiem, patrząc na nią. Musiała być na serio wkurzona.
- Ale po co te nerwy? - syknął z bólu, kiedy wygięła rękę tak, że kolana się pod nim ugięły.
- Najpierw wtrącasz się w moje prywatne sprawy - syknęła - W MOJE życie, następnie rujnujesz mi dzień i odstraszasz Kai'a. I ty się jeszcze pytasz, po co te nerwy?! - krzyknęła na niego sprawiając, że  wrzasnął z bólu. Zmrużyła brwi i kiedy myślała, że się poddał, w jeden chwili wylądowała w jego łóżku, pod nim. - Puszczaj! - warknęła widząc, że trzyma ją za nadgarstki.
- Puszczę cię, jeśli obiecasz, że nie połamiesz mi kolejnych kości - Bonnie przez chwilę się w niego wpatrywała, po czym kiwnęła głową. Ostrożnie poluźnił uścisk, po czym całkowicie ją puścił.
- Auć! - warknął, kiedy odleciał znowu i trafił w ścianę - Obiecałaś!
- Kłamałam - warknęła, znowu przygnieciona do materacu. - Czego chcesz, ty chory psychicznie idioto?! - starała się wyrwać z jego uścisku. Mikaelson wywrócił oczami.
- Staram się utrzymać cię przy życiu - powiedział powoli, chcąc jeszcze coś dodać, kiedy zauważył, że ktoś wchodzi do pokoju.
- Nie wiedziałam, że przyprowadziłeś dziewczynę - usłyszał, za nim poleciał na ścianę. Mulatka natychmiastowo wstała i otrzepała się, jakby chciała zrzucić z siebie jego zapach.
- Nie przyprowadził - warknęła na Rebekhę - Uprowadził - rzuciła wściekła, rozmasowując dłonie. Blondynka spojrzała na niego, po czym cmoknęła.
- No widzisz, braciszku? - uśmiechnęła się do niego złośliwie - Żeby zdobyć dziewczynę, musisz ją porywać. Nick powinien się od ciebie uczyć - Kol pokręcił z dezaprobatą głową, po czym wstał.
- Jesteś tu by mi dokuczać czy w innym celu? - zapytał, patrząc na pozostałości z mebli, które jeszcze godzinę temu wyglądały całkiem dobrze.
- Och, chciałam ci tylko oznajmić, że będzie bal - powiedziała, mierząc wzrokiem dziewczynę - Na który zapraszam wasze ukochane, więc miło by było, gdybyś się na nim pojawił - oznajmiła znacząco patrząc na mulatkę, po czym wyszła z sypialni. Bonnie chwyciła natychmiast jeden z odłamków drewna i szybko wbiła go w klatkę piersiową Pierwotnego, na co on jęknął.
- Za co to?! - zapytał, wyciągając kołek.
- Ukochana!? - wrzasnęła na niego - Czy tobie kompletnie odbiło!? - warknęła, na co Kol westchnął.

*


- Co to jest? - zapytał Sam, kiedy zauważył w ręku dwie koperty. Dean spojrzał na niego, po czym podał mu jedną, a swoją otworzył. Szatyn przeczytał szybko zawartość, odłożył papier i usiadł w fotelu.
- Zaproszenie - powiedział, kiedy doczytał swoje, obracając kopertę i patrząc na ozdobnie napisane imię. - Chociaż najwidoczniej nie znają naszego nazwiska.
- To nie czas na żarty - syknął Sam i zgniótł zaproszenie, wrzucając je do kosza. Był pewien, że i tak go nie potrzebował.
- Oczywiście, że nie - przyznał - Po za tym nie zamierzasz tam iść, nie? - wstał z łóżka i podszedł do drzwi, naciskając już klamkę.
- Tam będzie Bonnie - powiedział pewnym siebie głosem, uśmiechając się pod nosem.
- Nie wolno ci jej znowu skrzywdzić - oznajmił od razu Dean wiedząc, że musi chociaż spróbować odwieść go od jego pomysłu.
- Mogę i to zrobię - powiedział twardo - A ty nic nie możesz z tym zrobić - uśmiechnął się, po czym wymijając go wszedł do łazienki. Szatyn pokręcił głową, ale sam nie wiedział do teraz zrobić.

*


Lost and Secret wraca do gry. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że mam tak dużo tych opowiadań, że już sama się gubię, które pisać pierwsze. Padło na L.A.S. więc wiecie... Czas zabrać się do roboty i pozabijać kilku bohaterów. Nie chcę tego robić, naprawdę, ale czasami trzeba. Po za tym mamy Mikael'a w mieście, który nadal się ukrywa... No w sumie, po prostu jest zajęty planowaniem zacnie bystrego planu, który bardzo, ale to bardzo będzie krwawy. Heh, taki spoiler :D 
I mamy bal! Kto nie kocha bali? No, na pewno Mikaelson'owe, w szczególności Bekah. 
Pozdrawiam i trzymajcie się
Julie <3

2 komentarze:

  1. TAK! Uwielbiam bale :D
    Okej, jestem najgorszym komentatorem ever, przepraaszam. :(
    Klaroline... tak bardzo na nich czekałam i w sumie się doczekałam, kiedy nagle baaam! Musiał odejść, głupek! No dobra, sytuacja była krytyczna, ale mimo wszystko... xD I tak ich kocham, są cudowni pod każdym względem. Zawsze, no. :D Oby ich więcej <3
    Uuu, Kai, co on ma do Bonnie? Razem odrabiają zadanka domowe i w ogóle, coś musi być na rzeczy. xD Kol, jak zawsze bohatersko wkroczył i "uratował" damę z opałów. Tak jakby. ALE! W końcu BonBon użyła magii. W takim celu. Nie, żeby powinno mnie to cieszyć. xD
    I Faith, ona jest taka suuuper, naprawdę, po prostu ją kocham. Wreszcie poznała swoją ciotkę hyy. Och, ale ona jak zawsze taka nieczuła. Przyznam, że lubię ten moment. Tak groźnie wyszło. :D
    PS. Sam, ty lepiej nic nie kombinuj, oki?
    Chyba odeszłam od wprawy pisania komentarzy. :/
    Mimo wszystko rozdział (ten i w sumie poprzedni też) cuuudowny. <3
    Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka, chociaż jest zima to może i bardziej śniegu :O, zdrowia, szczęścia, tralala i innych takich. <3
    change-from-victim.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wolno zabijać ludzi! To takie nie ładne, będziesz igrać na emocjach czytelników ☺
    Dodaję się obserwatorów i zapraszam do siebie witaj-w-symulacji.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy