niedziela, 11 maja 2014

Rozdział Pierwszy

~Nowy Orlean~

- Marcel, przyjacielu! - krzyknęłam radośnie zmierzając wolnym krokiem w jego stronę. Ciemnoskóry odwrócił się od swoich rozmówców w stronę dobiegającego go głosu, z dość zirytowaną miną.
- Klaus, czego chcesz?! - krzyknął nie patrząc na mnie. Zmarszczyłam brwi rozbawiona. Marcel nie rozpoznał mojego głosu i do tego pomylił mnie z pierwotnym wampirem, pięknie.
- Marcel, wiem, że to już kilka lat, ale żeby mylić mnie z Mikaelsonem? - uśmiechnęłam się zalotnie, sprowadzając na siebie jego wzrok. Otworzył szeroko oczy i zamrugał kilkakrotnie. Po chwili wykrzywił usta w szeroki uśmiech, podbiegł do mnie i mocno przytulił. Bez wahania odwzajemniłam uścisk. Trwaliśmy tak z dobrą minutę, później mnie puścił i spojrzał w oczy.
- Faith... - jego twarz posmutniała - mogłaś uprzedzić za nim przyjedziesz... - uśmiechnęłam się z westchnięciem.
- Kochany, czy myślisz, że sobie nie poradzę z Mikaelsonami? - spytałam go rozbawiona, a ciemnoskóry spojrzał na mnie zdziwiony - Nie są żadnym zagrożeniem - oznajmiłam pewna swojego zdania.
- Ech... Zapomniałem jaka ty jesteś skromna - powiedział z ironią w głosie. Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej. To że pierwotna rodzinka jest w mieście akurat mi nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Zawsze chciałam poznać sławną bezlitosną hybrydę i moralnego Elijah, o których tyle się nasłuchałam. Mam, więc okazję by poznać teraz osobiście Mikaelsonów, gdyż Marcel jest przyjacielem Klausa.
Marcel oprowadził mnie po swoim domu i w geście dobroci dał mi największą sypialnie jaką posiadał. Była cała w kolorze zieleni i czerwieni. Przy drzwiach po obu ich stronach stały komody, a pod ścianą na przeciwko okna stało wielkie łożę. Podłogę zdobiły piękne panele z ciemnego drewna. Ogółem moja wymarzona sypialnia. Kiedy już po oglądaniu pokoju usiadłam na łóżku, do pomieszczenia wszedł władca miasta z wielkim uśmiechem na twarzy. Stanął na progu i spojrzał na mnie.
- Dawno cię nie widziałem - przyznał wampir.
- Jeśli myślałeś, że już się mnie pozbyłeś to musisz się bardziej postarać - zaśmiałam się pod nosem - Jak tam twoi przyjaciele?
- Same z nimi kłopoty - wyznał, z westchnieniem.

~Mystic Falls~

- Caroline pośpiesz się! - krzyknęła z dołu zniecierpliwiona Bonnie. Od pół godziny czekała aż jej przyjaciółka spakuje potrzebne rzeczy i będą mogły spędzić te ostatnie godziny w Mystic Falls razem. Westchnęła i w końcu ujrzała blondynkę, schodzącą po schodach z uśmiechem na twarzy. Pokręciła głową, nie mogła uwierzyć, że w końcu wyjedzie do college, cieszyła się. Bardzo. Miała nadzieję, że skończy na chwilę z nadprzyrodzonymi rzeczami i dostanie od życia choć trochę normalności, tak samo Caroline.
- Już - odetchnęła głęboko - Skończyłam a ty? - spytała.
- Już dawno - odparła uśmiechając się lekko. Caroline również się uśmiechając otworzyła drzwi i razem z mulatką wyszła.


Brunetka i blondynka spacerowały wąskim chodnikiem, rozmawiając o dosłownie wszystkich błahych rzeczach. Postanowiły, że skoro obie są wolne na studiach będą przebierać w chłopakach, świetnie się bawić i rozpoczną na nowo życie. Śmiały się aż nagle mulatka spoważniała.
- A czy w Nowym Orleanie nie ma Klausa? - spytała zaniepokojona.
- Jest ale na pewno nie dowie się, że tam studiujemy - zapewniła spokojnie, choć sama nie wierzyła w to co mówi. Oczywiście, że Klaus się tam przeprowadził i prędzej czy później dowie się o nich. Caroline skrycie miała nadzieje, że później.
- Skoro tak uważasz - odpuściła. Nie chciała kłótni nie teraz kiedy są szczęśliwe. Resztę drogi przemilczały, nie chcąc psuć tej cudownej chwili.

~Druga Strona~

Zirytowany Kol krążył wokół swojego brata, który wraz ze swoją partnerką siedział w fotelu. Po drugiej stronie Pierwotnemu czas bardzo się dłużył i miał nadzieję, że Finn załatwił to co miał by się stąd wyrwać. Miał konszachty z wiedźmami i tylko tyle młody Mikaelson wiedział. Zależało mu tylko na tym by powrócić z martwych, więc się tym nie interesował.
- Kiedy się stąd wyrwiemy? - spytał nie ukrywając zirytowania. Brat spojrzał na niego.
- Już niedługo - odpowiedział starszy Pierwotny spokojnie, uśmiechając się do Sage - Cierpliwości Kol - pouczył go.
Mikaelson widząc, że nic nie wskóra, jęknął i usiadł na kanapę nalewając sobie przy okazji Whiskey.
- Chciałbym zobaczyć minę Nicka kiedy nas zobaczy - pomyślał, uśmiechając się do siebie przebiegle.

czwartek, 1 maja 2014

PROLOG

Wieki temu, moi rodzice zniknęli zostawiając mnie w lesie. Nikt nie wiedział co się z nimi stało, nawet ja. Zostałam porzucona w lesie jako noworodek. Para miłych i dobrych staruszków znalazła mnie, przygarnęła, nakarmiła, wychowała... Byli mi bardzo bliscy, ale życie idzie dalej. Umarli kiedy miałam szesnaście lat. Byłam pogrążona w żałobie przez dwa lata. Po niej nastąpiło coś co mnie zmieniło.Odczuwałam głód, którego nie dało się zaspokoić ludzkim jedzeniem. Przechodząc koło ludzi słyszałam bicie ich serca. Moja twarz zmieniała się nie do poznania, a z dziąseł wystawały kły. Gdy księżyc świecił najmocniej, czyli w czasie pełni zmieniałam się w potwora. Wielkiego basiora o białej sierści i ostrymi jak brzytwa zębami. Kiedy buzował we mnie złość, zdarzały się straszne rzeczy. Takie, że na przykład szyby w oknach się roztrzaskiwały.Nie wiedziałam czym się stałam, przerażało mnie to, dopiero kiedy poznałam czarownicę, Bree Greyson. Sympatyczna już staruszka. Wyjaśniła mi czym jest nadprzyrodzony świat i pomogła panować nad swoimi mocami. Nad wilczą naturą, by nie stać się na powrót bestią. I nauczyła samokontroli, by nie  rzucić się czasem na niewinnego człowieka. Opowiadała, że widziała już stworzenie podobne do mnie, jednak nie tak potężne jak ja. Z Bree zostałyśmy tak zwanymi przyjaciółkami. Opowiedziała trochę o sobie, ja o sobie... Była chodzącą encyklopedią nadprzyrodzonych istot, pokrewnych do mnie. Ja byłam według niej jedną z hybryd. Mieszańcem dwóch ras, ale u mnie był wyjątek. Ja byłam mieszańcem aż trzech ras. W tym leżała moja przewaga. Na świecie chodziły ponoć dwie hybrydy. Jedna z nich Tyler Lockwood. Arogancki, ale także pomocny. Druga z nich jest jednym z Pierwotnych. Niklaus Mikaelson. Sadystyczny, beztroski, impulsywny,manipulacyjny, obsesyjny,  i niebezpieczny. Mogłabym wymieniać w nieskończoność. Po roku bycia z nią wiedziałam już wszystko. Dowiedziałam się również, że znalazła sposób na bycie nieśmiertelną. Po tym cudownie spędzonym roku, postanowiłam, że czas bym dowiedziała się czegoś o moich korzeniach. Błąkałam się po świecie. Szukałam, pytałam spotkane wampiry, czarownice i nawet wilkołaki. Dokopałam się do tego, że moja rodzina mieszkała w małym miasteczku pod nazwą Mystic Falls. Była spokrewniona z rodziną założycieli miasta. Dwóch jej członków nadal żyje. Jako wampiry. Po kilku latach życia w małej mieścinie, ktoś odkrył ich mroczną tajemnicę i moi rodzice przeprowadzili się do Salem. Kim byli i dlaczego porzucili mnie w lesie nadal nie wiem. W dalszym ciągu szukam jakiś wskazówek, ale na niewiele się to zdaje. Zwiedziłam połowę świata i teraz przyjechałam do miasta wampirów. Gdzieś gdzie większość populacji wie o nadprzyrodzonej społeczności.
Czas by Nowy Orlean przywitał mnie w swych skromnych progach.

Obserwatorzy