~Nowy Orlean~
- Marcel, przyjacielu! - krzyknęłam radośnie zmierzając wolnym krokiem w jego stronę. Ciemnoskóry odwrócił się od swoich rozmówców w stronę dobiegającego go głosu, z dość zirytowaną miną.
- Klaus, czego chcesz?! - krzyknął nie patrząc na mnie. Zmarszczyłam brwi rozbawiona. Marcel nie rozpoznał mojego głosu i do tego pomylił mnie z pierwotnym wampirem, pięknie.
- Marcel, wiem, że to już kilka lat, ale żeby mylić mnie z Mikaelsonem? - uśmiechnęłam się zalotnie, sprowadzając na siebie jego wzrok. Otworzył szeroko oczy i zamrugał kilkakrotnie. Po chwili wykrzywił usta w szeroki uśmiech, podbiegł do mnie i mocno przytulił. Bez wahania odwzajemniłam uścisk. Trwaliśmy tak z dobrą minutę, później mnie puścił i spojrzał w oczy.
- Faith... - jego twarz posmutniała - mogłaś uprzedzić za nim przyjedziesz... - uśmiechnęłam się z westchnięciem.
- Kochany, czy myślisz, że sobie nie poradzę z Mikaelsonami? - spytałam go rozbawiona, a ciemnoskóry spojrzał na mnie zdziwiony - Nie są żadnym zagrożeniem - oznajmiłam pewna swojego zdania.
- Ech... Zapomniałem jaka ty jesteś skromna - powiedział z ironią w głosie. Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej. To że pierwotna rodzinka jest w mieście akurat mi nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Zawsze chciałam poznać sławną bezlitosną hybrydę i moralnego Elijah, o których tyle się nasłuchałam. Mam, więc okazję by poznać teraz osobiście Mikaelsonów, gdyż Marcel jest przyjacielem Klausa.
Marcel oprowadził mnie po swoim domu i w geście dobroci dał mi największą sypialnie jaką posiadał. Była cała w kolorze zieleni i czerwieni. Przy drzwiach po obu ich stronach stały komody, a pod ścianą na przeciwko okna stało wielkie łożę. Podłogę zdobiły piękne panele z ciemnego drewna. Ogółem moja wymarzona sypialnia. Kiedy już po oglądaniu pokoju usiadłam na łóżku, do pomieszczenia wszedł władca miasta z wielkim uśmiechem na twarzy. Stanął na progu i spojrzał na mnie.
- Dawno cię nie widziałem - przyznał wampir.
- Jeśli myślałeś, że już się mnie pozbyłeś to musisz się bardziej postarać - zaśmiałam się pod nosem - Jak tam twoi przyjaciele?
- Same z nimi kłopoty - wyznał, z westchnieniem.
- Caroline pośpiesz się! - krzyknęła z dołu zniecierpliwiona Bonnie. Od pół godziny czekała aż jej przyjaciółka spakuje potrzebne rzeczy i będą mogły spędzić te ostatnie godziny w Mystic Falls razem. Westchnęła i w końcu ujrzała blondynkę, schodzącą po schodach z uśmiechem na twarzy. Pokręciła głową, nie mogła uwierzyć, że w końcu wyjedzie do college, cieszyła się. Bardzo. Miała nadzieję, że skończy na chwilę z nadprzyrodzonymi rzeczami i dostanie od życia choć trochę normalności, tak samo Caroline.
- Już - odetchnęła głęboko - Skończyłam a ty? - spytała.
- Już dawno - odparła uśmiechając się lekko. Caroline również się uśmiechając otworzyła drzwi i razem z mulatką wyszła.
Brunetka i blondynka spacerowały wąskim chodnikiem, rozmawiając o dosłownie wszystkich błahych rzeczach. Postanowiły, że skoro obie są wolne na studiach będą przebierać w chłopakach, świetnie się bawić i rozpoczną na nowo życie. Śmiały się aż nagle mulatka spoważniała.
- A czy w Nowym Orleanie nie ma Klausa? - spytała zaniepokojona.
- Jest ale na pewno nie dowie się, że tam studiujemy - zapewniła spokojnie, choć sama nie wierzyła w to co mówi. Oczywiście, że Klaus się tam przeprowadził i prędzej czy później dowie się o nich. Caroline skrycie miała nadzieje, że później.
- Skoro tak uważasz - odpuściła. Nie chciała kłótni nie teraz kiedy są szczęśliwe. Resztę drogi przemilczały, nie chcąc psuć tej cudownej chwili.
- Kochany, czy myślisz, że sobie nie poradzę z Mikaelsonami? - spytałam go rozbawiona, a ciemnoskóry spojrzał na mnie zdziwiony - Nie są żadnym zagrożeniem - oznajmiłam pewna swojego zdania.
- Ech... Zapomniałem jaka ty jesteś skromna - powiedział z ironią w głosie. Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej. To że pierwotna rodzinka jest w mieście akurat mi nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Zawsze chciałam poznać sławną bezlitosną hybrydę i moralnego Elijah, o których tyle się nasłuchałam. Mam, więc okazję by poznać teraz osobiście Mikaelsonów, gdyż Marcel jest przyjacielem Klausa.
Marcel oprowadził mnie po swoim domu i w geście dobroci dał mi największą sypialnie jaką posiadał. Była cała w kolorze zieleni i czerwieni. Przy drzwiach po obu ich stronach stały komody, a pod ścianą na przeciwko okna stało wielkie łożę. Podłogę zdobiły piękne panele z ciemnego drewna. Ogółem moja wymarzona sypialnia. Kiedy już po oglądaniu pokoju usiadłam na łóżku, do pomieszczenia wszedł władca miasta z wielkim uśmiechem na twarzy. Stanął na progu i spojrzał na mnie.
- Dawno cię nie widziałem - przyznał wampir.
- Jeśli myślałeś, że już się mnie pozbyłeś to musisz się bardziej postarać - zaśmiałam się pod nosem - Jak tam twoi przyjaciele?
- Same z nimi kłopoty - wyznał, z westchnieniem.
~Mystic Falls~
- Caroline pośpiesz się! - krzyknęła z dołu zniecierpliwiona Bonnie. Od pół godziny czekała aż jej przyjaciółka spakuje potrzebne rzeczy i będą mogły spędzić te ostatnie godziny w Mystic Falls razem. Westchnęła i w końcu ujrzała blondynkę, schodzącą po schodach z uśmiechem na twarzy. Pokręciła głową, nie mogła uwierzyć, że w końcu wyjedzie do college, cieszyła się. Bardzo. Miała nadzieję, że skończy na chwilę z nadprzyrodzonymi rzeczami i dostanie od życia choć trochę normalności, tak samo Caroline.
- Już - odetchnęła głęboko - Skończyłam a ty? - spytała.
- Już dawno - odparła uśmiechając się lekko. Caroline również się uśmiechając otworzyła drzwi i razem z mulatką wyszła.
Brunetka i blondynka spacerowały wąskim chodnikiem, rozmawiając o dosłownie wszystkich błahych rzeczach. Postanowiły, że skoro obie są wolne na studiach będą przebierać w chłopakach, świetnie się bawić i rozpoczną na nowo życie. Śmiały się aż nagle mulatka spoważniała.
- A czy w Nowym Orleanie nie ma Klausa? - spytała zaniepokojona.
- Jest ale na pewno nie dowie się, że tam studiujemy - zapewniła spokojnie, choć sama nie wierzyła w to co mówi. Oczywiście, że Klaus się tam przeprowadził i prędzej czy później dowie się o nich. Caroline skrycie miała nadzieje, że później.
- Skoro tak uważasz - odpuściła. Nie chciała kłótni nie teraz kiedy są szczęśliwe. Resztę drogi przemilczały, nie chcąc psuć tej cudownej chwili.
~Druga Strona~
Zirytowany Kol krążył wokół swojego brata, który wraz ze swoją partnerką siedział w fotelu. Po drugiej stronie Pierwotnemu czas bardzo się dłużył i miał nadzieję, że Finn załatwił to co miał by się stąd wyrwać. Miał konszachty z wiedźmami i tylko tyle młody Mikaelson wiedział. Zależało mu tylko na tym by powrócić z martwych, więc się tym nie interesował.
- Kiedy się stąd wyrwiemy? - spytał nie ukrywając zirytowania. Brat spojrzał na niego.
- Już niedługo - odpowiedział starszy Pierwotny spokojnie, uśmiechając się do Sage - Cierpliwości Kol - pouczył go.
Mikaelson widząc, że nic nie wskóra, jęknął i usiadł na kanapę nalewając sobie przy okazji Whiskey.
- Chciałbym zobaczyć minę Nicka kiedy nas zobaczy - pomyślał, uśmiechając się do siebie przebiegle.
- Kiedy się stąd wyrwiemy? - spytał nie ukrywając zirytowania. Brat spojrzał na niego.
- Już niedługo - odpowiedział starszy Pierwotny spokojnie, uśmiechając się do Sage - Cierpliwości Kol - pouczył go.
Mikaelson widząc, że nic nie wskóra, jęknął i usiadł na kanapę nalewając sobie przy okazji Whiskey.
- Chciałbym zobaczyć minę Nicka kiedy nas zobaczy - pomyślał, uśmiechając się do siebie przebiegle.